Don't Miss
Home » Wiadomości » Poręba Spytkowska. IV Turniej Sołecki

Poręba Spytkowska. IV Turniej Sołecki

dsc_1902_800x534W sobotnie popołudnie 3 września odbył się w Porębie Spytkowskiej IV Turniej Sołecki w którym uczestniczyły zespoły reprezentujące sołectwa i osiedla gminy Brzesko. Tradycyjnie gospodarzami turnieju są, podobnie jak np. w konkursie Eurowizji, zwycięzcy poprzedniego turnieju. W ubiegłym roku turniej wygrała drużyna Poręby Spytkowskiej pod wodzą obecnego sołtysa Adriana Zaleśnego.

Co ciekawe, był to debiut sołtysa w jego nowej roli. Tak się bowiem złożyło, że właśnie dokładnie w tym dniu został wybrany na tę funkcję i bezpośrednio po wyborach udał się na turniej, który  właśnie rozpoczynał się w Brzesku na obiektach po starym basenie. Jako beniaminkowi w sołtysim fachu, przypadł mu zaszczyt otwarcia zmagań.

Już niedługo później nowy sołtys Poręby pokazał że nie będzie sołtysem malowanym, tylko do „kazywania” innym co mają zrobić. Osobiście wziął udział w naprawdę trudnym konkursie rzucania surowym jajkiem i w efektownym stylu wygrał tę konkurencję, pokazując niezbicie, że jest wysokiej klasy „jajcarzem”. Później poszło również dobrze i w efekcie sołtys Zaleśny odniósł swój pierwszy sukces w sołtysiej karierze.

To spowodowało, że bieżącym roku rywalizacja odbywała siew Porębie Spytkowskiej. Jak podkreślają wszyscy uczestnicy, impreza została przygotowana super i wszystko było prima sort! I nie są to bynajmniej zwyczajowe uprzejmości. Oczywiście mało brakowało, a gospodarze nie bacząc na względy gościnności, wygrali by po raz drugi z rzędu każąc się gościom kontentować poczęstunkiem z grilla, ewentualnie proponując na otarcie łez pobalowanie na festynie.

Rywalizacja zawsze podnosi adrenalinę. Tak też było i tym razem. Zarówno uczestnicy jak i kibice nie mogą powiedzieć, że choćby przez sekundę było nudno. Konkurencje, mimo że nie olimpijskie, wzbudzały emocje iście olimpijskie.

Konkurs na sekretarkę polegał na przeniesieniu jak największej ilości „kawy” do dzbanków. Tak jak dobrym biurze jest to w zwyczaju, kawę należało przenieść w filiżance, trzymając jedynie za podstawek. Przytrzymanie filiżanki żeby nie uciekła z podstawka skutkowało naliczeniem karnych sekund.

Okazuje się,że nie jest to bynajmniej zadanie łatwe, jak czas jest krótki, odległość wynosi aż ..metrów, a jeszcze konkurencję na horyzoncie widać.

W drugiej konkurencji polegającej na plażowaniu drużyna wystawiła jednego zawodnika, najbardziej utalentowanego lesera, który otrzymywał torbę podróżną a w niej: czepek, okulary (oczywiście prze) kocyk, kubek i butelkę z wodą.  Należało dobiec na koniec toru, rozłożyć kocyk, ubrać czepek i okulary, usiąść na kocyku, kubkiem wypić wodę z butelki, następnie ze spakowana torbą przekroczyć linię mety w jak najkrótszym czasie. Kto myśli żelazowane w takich warunkach jest łatwe, niech sam spróbuje!

Trzecia konkurencja – rzut gumiakiem, choć troszkę może podobna np. do olimpijskiego rzutu młotem, okazała się być, wbrew pozorom, zadaniem niezwykle trudnym. Była również konkurencją niejako interaktywną, niespodziewanie angażującą licznie zgromadzonych widzów, którzy musieli uciekać aby nie zaliczyć „z gumiaka”, ponieważ to niecodziennie spotykane obuwie, wbrew woli rzucających, fiurgało jak chciało, dowolnie wybierając sobie trajektorie lotu i zmuszając kibiców do dynamicznego, bo dynamicznej zmiany pozycji i zastosowania zasady „wyginam śmiało ciało”.

Czwarta konkurencja wymagała również gry zespołowej, ale nie w ten sposób, że każdy indywidualne pracował dla drużyny. Zadanie polegało na jak najszybszym przejściu pewnego odcinka na czteroosobowych nartach. Aby odnieść sukces, należało naprawdę się zsynchronizować, co nie jest zadanie. Bo w tym cały był ambaras, żeby czworo chciało na raz! Na kilkanaście zespołów najlepiej zgrała się ekipa ze Sterkowca, która tryumfowała w tej naprawdę trudnej konkurencji.

Ostatnia konkurencja to żywy powóz sołtysa. Drużyna stworzyła również niejako jeden organizm. Tym razem trochę inny niż w przypadku biegnięcia na nartach. Jeden zawodnik wcielił się w rolę rumaka, pozostali byli pasażerami, no i oczywiście był również woźnica, który ubrany w stosowny kubraczek (o co w Porębie akurat nie było trudno), wyposażony w bat i kapelusz, tworzył ostatnie ogniwo powozu. Niektóre rumaki okazały się tak gorącokrwiste, że powozy pogubiły pasażerów, a nawet samych woźniców, niektórzy nie nadążali za swoimi rączymi biegunami. Niektórzy woźnice gubili baty lub kapelusze, za co komisja przyznawała karne punkty. Takie właśnie nieszczęście przytrafiło się powozowi prowadzonemu profesjonalnie przez sołtysa Poręby Spytkowskiej. Mając wybitnej klasy rumaka w powozie, o mało butów z tej prędkości nie zgubił. Niestety, zgubił pęd powietrza zerwał sołtysowi Zaleśnemu kapelusz. Tym samym nadzieja na bezprecedensowe zwycięstwo przepadła. Zabrakło jednego punktu, co za pech!

Całość uwieńczyła zabawa przy grillu i tańce do późna. Poręba to akurat najlepsze miejsce żeby – jeżeli ktoś lubi – potańczyć na najwyższym poziomie. W każdym razie, jak wieść gminna niesie, sołtys Adrian Zaleśny wrócił do domu o piątej nad ranem. I żeby wszystko było jasne – w jak najbardziej odpowiednim stanie. Już o dziewiątej pojechał do Krakowa, aby odwieźć agregat prądotwórczy pożyczony  do obsługi  tej kapitalnej imprezy. Ma chłopak zdrowie, trzeba przyznać.

W przyszłym roku impreza pojedzie do Mokrzysk, bo ekipa tej miejscowości, po ciężkich zmaganiach wywalczyła zwycięstwo w Porębie Spytkowskiej.

brzesko.info.pl

Fot. Maciej Mazur