Zapowiadany Koncert Polskiej Orkiestry Muzyki Filmowej jako największe wydarzenie muzyczne w regionie w pełni potwierdził to co zapowiadał.
Organizowane już od kilku lat koncerty w Borzęcinie mają bardzo wysoki poziom i niepowtarzalny, specyficzny klimat. Obok Baszta Jazz Festiwal w Czchowie, Turnieju „O złoty warkocz Tarłówny” w Dębnie, czy „Lotniczego Pikniku Modelarskiego” – najmłodszej, bo liczącej sobie zaledwie dwa lata, ale z bardzo wielkim rozmachem organizowanej imprezy w Strzelcach Małych, właśnie Koncert Polskiej Orkiestry Muzyki Filmowej w Borzęcinie można uznać za kolejną perełkę w kulturalnej ofercie naszego regionu. Warto tak zaplanować swój czas, aby nie opuścić tego wydarzenia.
Kiedy prowadzący zapowiedział, że czeka nas prawie trzygodzinny występ, pierwsza myśl była „O Boże, tak długo! Jak to będzie można wytrzymać”. Okazało się, że można i to naprawdę z dużą przyjemnością.
Polska Orkiestra Muzyki Filmowej, na czele której stoi niezmiennie maestro ks. Przemysław Pasternak znana jest ze znakomitych koncertów i taki właśnie koncert zaprezentowała licznie zgromadzonej publiczności na stadionie w Borzęcinie. Jak podaje organizator, na scenie wystąpiło ponad 70 muzyków i 10 solistów, którzy zaprezentowali mieszankę największych hitów muzyki filmowej i musicalowej. Z borzęcińskiego amfiteatru popłynęły więc opracowane suity muzyczne z filmów: „Shrek” „Gladiator”, „Piraci z Karaibów”, „Titanic” „Pocahontas”, „Piotruś Pan” „Robin Hood: Książę Złodziei”. Poszczególne suity były ilustrowane fragmentami z filmów prezentowanymi na dużym telebimie, co wprowadzało dodatkowe urozmaicenie dla widzów.
Podczas ponad trzygodzinnego koncertu nie zabrakło również kilku największych hitów muzyki rozrywkowej, jak chociażby „Hallelujah” Leonarda Cohena, którym wokaliści rozpoczęli pokaz swoich możliwości. Utwór ten posiada bardzo wiele coverów, ale chyba najbardziej znana jest wersja z filmu „Shrek” w wykonaniu Rufusa Wainwrighta.
Dobrane zostały utwory z absolutnie najwyższej półki. Nawet osoby nie będące specjalistami mogły rozpoznać najsłynniejsze standardy, choć nie koniecznie musiały wiedzieć skąd one pochodzą. O uzupełnienie tej wiedzy postradał się prowadzący, który w sposób bardzo konkretny i dynamiczny, bez zbędnego przynudzania podał podstawowe informacje o tym jaka muzyka zostanie zaprezentowana. W ten sposób słuchacze otrzymali niezbędne wprowadzenie w temat.
Z licznych hitów może tylko o „Memory” – „Pamięć”, utworze w musicalu „Koty” wykonywanego przez postać Grizabelli. Jeden z najsławniejszych hitów Andrew Lloyda Webbera, znany w mistrzowskim coverze Barbry Streisand, czy też w równie pięknej polskiej wersji językowej wykonanej przez Zdzisławę Sośnicką. W Borzęcinie „Memory” brawurowo wykonała Edyta Krzemień. Słowa „Pamięć jak okrutnie nie kłamie, gdy przesuwa przed nami, to co sprawia nam ból……. Pamięć wciąż osłania i rani. Zawsze wierna jak kamień. Zawsze czuła jak mgła….” w połączeniu z równie piękną muzyką wykonaną na żywo przez tak duży zespół, wywołał naprawdę trudne do opisania wrażenie. Trudno w tak mocno skondensowanej pigułce największych arcydzieł światowej muzyki filmowej i musicalowej zwrócić uwagę na konkretny utwór. Memory to był tylko przykład. Można wymienić wszystkie niczym w spisie treści, ale to byłby tylko spis treści. Można napisać, że coś było zachwycające, oszałamiające, itp. ale w zasadzie to też jest troszkę bez sensu. Każdy opis jest jedynie nieudolnym usiłowaniem ubrania w słowa, czegoś co nie da się słowami opisać dobrze. Po prostu trzeba być i osobiście tego doświadczyć.
Dobierając repertuar organizatorzy zadbali o to aby w bogactwie oferty każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tak więc oprócz muzyki filmowej i musicalowej, były też utwory zespołu ABBA, oraz legendarne „The Final Countdown” – Finałowe Odliczanie słynnej jeszcze tak niedawno, bo zaledwie jakieś….. 30 lat temu mega grupy „Europe” (pamiętamy te czasy doskonale). Dla podtrzymania kontaktu „między dawnymi a nowymi laty” był również aktualny hit – brawurowo zaprezentowany Derniere Dance. Na zakończenie koncertu zaprezentowane zostało kultowe „Time to say goodbye”.
Na koniec, w ramach bisów, Orkiestra wykonała słynnego poloneza Wojciecha Kilara z filmu „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy. Poloneza, który stał się tak sławny, że – jak celnie zauważył prowadzący – z powodzeniem zastępuje w naszej świadomości najbardziej do tej pory sławnego poloneza „Pożegnanie ojczyzny” Michała Kleofasa Ogińskiego.
Bez najmniejszej przesady można stwierdzić, że zaplanowany i wykonany z wielkim rozmachem koncert, był faktycznie największym wydarzeniem muzycznym w regionie. Organizowane w Borzęcinie koncerty Polskiej Orkiestry Muzyki Filmowej nie bez powodu z roku na rok cieszą się coraz większą popularnością. Kunszt jaki prezentują wykonawcy jest na najwyższym poziomie. Z okazji posłuchania na żywo wspaniałej muzyki w naprawdę mistrzowskim wykonaniu korzystają więc nie tylko mieszkańcy Borzęcina, ale również goście z całego regionu, którzy starają się nie przepuścić takiej, mającej miejsce tylko jeden raz w roku sposobności.
Maestro ks. Przemysław Pasternak dziękując publiczności za przybycie wspomniał, że repertuar był dobierany przez pół roku tak, żeby słuchaczom się spodobało. Ta troska i wysiłek się opłacił, bo słuchaczom naprawdę się podobało.
Ta Orkiestra jest w stanie zagrać wszystko. Jeżeli więc można zasugerować organizatorom taki mini koncert życzeń do przyszłorocznego repertuaru, to bardzo proszę o „Sunrise Sunset” z musicalu „Skrzypek na dachu” zarówno w oryginale jak i równie pięknej polskiej wersji językowej, oraz słynny „Walc Barbary” Waldemara Kazaneckiego z filmu „Noce i dnie”. Do kolekcji pereł, dołączą dwie kolejne – jestem o tym przekonany – ku wielkiej radości słuchaczy, którzy znowu przyjadą z całego regionu.
Jak poinformował prowadzący, organizatorzy chcieliby aby koncerty stały się zalążkiem jakiejś większej imprezy np. Festiwalu Muzyki Filmowej. Bez wątpienia jest to bardzo dobry kierunek, ponieważ wydarzenie muzyczne na tym poziomie zasługuje na własną markę, na coś więcej niż bycie niejako dodatkiem do Borzęckiego Święta Grzyba.
—
Jan Waresiak
Foto. Maciej Mazur