Don't Miss
Home » Sport » ,,NICZEGO W ŻYCIU NIE ŻAŁUJĘ”

,,NICZEGO W ŻYCIU NIE ŻAŁUJĘ”

a1Rozmowa z TYMOTEUSZEM ŚWIĄTKIEM 21-letnim zawodnikiem MMA, który po trzech latach walk stał się gwiazdą federacji FEN oraz jego trenerem Tomaszem Knapem.

Elżbieta Solak: Jak rozpoczęła się przygoda z MMA?
Tymoteusz Świątek: Moja fascynacja rozpoczęła się już w dzieciństwie, dzięki filmom z udziałem Bruce’a Lee, bądź też Chuck’a Norrisa. Zafascynowały mnie to, uznałem, że chciałbym w przyszłości równie umiejętnie walczyć. Sporo trenowałem, na treningach dawałem z siebie wszystko, potem zacząłem wyjeżdżać na zawody, odnosić sukcesy. Dużo pracowałem nad tym, żeby znaleźć się tutaj, gdzie dzisiaj jestem.  Poza tym tak się szczęśliwie stało, ze spotkałem w swoim życiu odpowiednich ludzi, którzy pomogli mi spełnić marzenie.

ES: Walczyłeś wcześniej w innych dyscyplinach?
TŚ: Tak, trenowałem karate kyokushin przez półtorej roku. Niestety dojazdy do Tarnowa były niemożliwe i musiałem zrezygnować. A potem znalazłem plakat, że w Brzesku są treningi MMA. I tak to wszystko się zaczęło…

ES: Wielu ludzi nie potrafi zrozumieć co jest fajnego w tym sporcie. Co Ciebie tak urzeka?
TŚ: To jest takie trochę dowartościowanie każdego mężczyzny. Każdy chyba marzył w dzieciństwie, żeby być takim trochę bohaterem, który jednym ciosem potrafi powalić przeciwnika. Mnie się to udało! Jestem tym, który dostał tę szansę i to mnie napędza do działania. Sukcesy motywują mnie do podnoszenia sobie poprzeczki.

ES:  Jaka jest geneza pseudonimu „Omen” ?
TŚ: Wszystko zaczęło się kiedy przefarbowałem włosy na czarno. Wtedy zaczęli mi tak mówić znajomi. Potem poszedłem na treningi MMA i każdy widząc moje zaangażowanie uznał, ze ta ksywa pasuje do mnie idealnie. Po którymś treningu z kolei tak już się przyjęło.

ES: Daleko zaszedłeś.. Co czuje mieszkaniec małej wioski w Małopolsce czytając swoje nazwisko na nagłówkach artykułów na największych portalach internetowych czy też gazetach?
TŚ: Dumę. Bo to jest uwieńczenie mojej ciężkiej pracy. To jest mój własny sukces. A to jeszcze nie koniec!

ES:  Co się czuje przed walką?
TŚ: W chwili obecnej walki to dla mnie praca. Nic nie czuję. Wiem, ze muszę tam iść i zrobić swoje. A myślę o tym, aby zrobić to jak najlepiej.

ES: Nie boisz się, że za kilka lat Twoja sprawność fizyczna, zdrowie przeminą..?
TŚ: Sprawność fizyczna przeminęła nie jednemu. Wiele osób w moim wieku schodzi na niewłaściwą drogę. Wpadają w złe towarzystwo, nadużywają alkoholu, uzależniają się od spożywania narkotyków, palą.. Tracą zdrowie przez własną głupotę.

ES: Widziałam kilka Twoich wypowiedzi i często wspominasz o tym, że jesteś nieśmiertelny. Chwilami mam wrażenie, że naprawdę w to wierzysz…
TŚ: Moja ,,nieśmiertelność” polega na tym, że buduję to co zostanie po mnie. Kiedy odejdę na tamten świat, wierzę, że zostanę w pamięci ludzi.

ES: Utożsamiasz się z określeniem ,,nieśmiertelny”, ale podobno nie nazywasz siebie ,,sportowcem”.. Dlaczego?
TŚ: Owszem, nie nazywam siebie jeszcze sportowcem. Jestem wojownikiem. Dopiero teraz, po ostatniej walce zgłaszają się ludzie, którzy deklarują, że zrobią ze mnie prawdziwego sportowca. Do tej pory wstawałem codziennie wcześnie rano do pracy, a treningi były dodatkiem. Zarabiałem pieniądze, żeby żyć godnie, a nie wegetować z dnia na dzień. Dodatkowo przeznaczałem wypłaty na dojazdy na zawody. Zapracowałem na to miejsce w którym teraz jestem. Zobaczymy jak to będzie teraz. Czy zostanę prawdziwym sportowcem czy tylko wojownikiem…

ES: Gazeta wrocławska napisała po walce w Hali Orbita ,,najlepszy polski zawodnik w wadze koguciej” oraz, że była to walka historyczna.  Jak się czujesz jako osoba, która była głównym sprawcą nadania przymiotnika ,,historyczna”?
TŚ: Ja sam czuję, że była to historyczna walka. Dawno nie było tak ciężkiej walki. To była prawdziwa bitwa. Mężczyźni potrzebują takich emocji jakich ja im zapewniłem podczas tej walki.

ES: W telewizji nie wyglądałeś najlepiej…
TŚ: Ale to tylko tak wyglądało. Na dobrą sprawę nic poważnego mi się nie stało. Jestem silnym facetem!

ES: Wiem, że nie masz do nikogo żalu, że nie przerwano walki. Wręcz przeciwnie podkreślasz, że miałbyś, gdyby to zrobiono. Ale zastanawiam się co Tobą kieruje.
TŚ: Oczywiście, że nie mam do nikogo żalu. Nie sztuką jest podjąć wyzwanie i zejść po pierwszym ciosie. Taki już mam charakter, że zawsze daję z siebie wszystko i walczę do samego końca.

ES: Walka z której wychodzisz tak poturbowany to jeszcze wola walki, determinacja czy już nieodpowiedzialność i troszkę głupota..?
TŚ: Chciałem udowodnić wszystkim, że zależy mi na tym co robię. Kiedy zaczynam w życiu robić coś na poważnie to angażuję się w to z całej siły. Nie odpuszczam. Zarówno w sporcie jak i w życiu.

ES:  Czy po ostatniej walce, widząc Ciebie mocno poturbowanego Twoja dziewczyna nie chciała, abyś przestał brać udział w walkach?
TŚ: Oczywiście. Ale to byłoby ,,wynaturzenie”, gdybym przestał się nagle bić i zaczął czytać książki. Ja jestem do tego stworzony! Poza tym od zarania dziejów, kiedy budowały się imperia, tworzyli je wojownicy. Ludzie, którzy mieli mocny charakter, twardą głowę i wolę walki. To oni przetrwali!

ES:  Będzie rewanż z Wiktorem Marinho?
TŚ: Zdecydowanie!

ES:   Co symbolizuje wytatuowany krzyż na Twojej klatce piersiowej?
TŚ: To odwdzięczenie się Bogu, za to, że daje mi siłę do walki. Byłem wdzięczny, modliłem się przed starciami i wygrałem 10 walk z rzędu. Wtedy zrobiłem tatuaż. Ale mam też drugi na ręce. To odwdzięczenie się mojemu trenerowi. Podziękowanie za to, że wytrzymał ze mną 6 lat. Symbolizuje on mój klub, rodowód, który zostanie mi chyba na zawsze…

ES:  Panie Tomaszu, myśli Pan, że Tymoteusza czeka fenomenalna kariera?
Tomasz Knap: Tak naprawdę wszystko zależy wyłącznie od niego. Ja staram się pomagać jak mogę, wspierają go chłopaki z klubu, Asia – jego dziewczyna. Jeżeli wróci na salę i nadal będzie w siebie wierzył i nadal ciężko pracował to myślę, ze może zajść na sal szczyt. Mało tego! Może być jednym z najbardziej utytułowanych Polaków w swojej dziedzinie bo talent i serce zdecydowanie ma! Tylko teraz praca, praca i jeszcze raz praca!

ES: Ale bez pomocy trenera byłoby ciężko…
TK: Wysyłam go też do innych klubów, konsultuję się z innymi trenerami, uzupełniamy wiedzę bo wiadomo, że nikt nie jest najmądrzejszy na świecie. Staram się pomagać jak mogę bo to bardzo dobry materiał, byleby pozostał fajnym i mądrym chłopakiem, takim jak jest teraz.

ES: A jaki prywatnie jest Tymoteusz Świątek?
TK: To bardzo dobry człowiek o wielkim sercu.

DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ

ELŻBIETA SOLAK / IB

Fot. Jacek Karczewski (MMAnia.pl)