W rozmowie z naszym portalem Tymoteusz Świątek postanowił odnieść się do niedawnej sprawy rzekomego zabicia małego kota, o jakiej pisaliśmy tutaj. Fighter z Bochni odcina się doniesień i zaznacza, że cała sprawa była wynikiem nieszczęśliwego wypadku i padł ofiarą manipulacji ze strony swojego ojca – z którym to jest skonfliktowany.
Faktycznie, była awantura. Byłem u mojego ojca, do którego mam zakaz zbliżania się. Trochę się poszarpaliśmy, ale ta sytuacja, o której piszą media nie miała miejsca. Nie znęcałem się nad tym zwierzęciem! Po prostu kotek wszedł pod samochód i kiedy w nerwach wsiadałem do auta, nie zauważyłem go. Dopiero po wrzuceniu wstecznego i wycofaniu zorientowałem się, że kot wszedł pod samochód i ja, ruszając, przejechałem go! Sam nigdy w życiu nie zabiłbym żadnego czworonoga, nie jestem zwyrodnialcem!
Światek zaznacza też, że cała sprawa jest przeinaczona przez jego ojca, a artykuł „Gazety Krakowskiej” opiera się na jego zeznaniach. Sam dodaje również, że faktycznie, w emocjach przyznał się do winy, ale podkreśla, że nie do zamęczenia zwierzęcia a do jego nieumyślnego potrącenia.
Podpisałem te papiery, bo co miałem zrobić. Przejechałem tego kotka, niestety. Stało się. Ale w żadnym razie nie było tak, że ja się nad tym czworonogiem znęcałem, powtarzam – nigdy bym takiego czegoś nie zrobił! Nie jestem taką osobą. Ten obraz sytuacji to sprawka mojego ojca, z którym jestem od lat w konflikcie.
Tymoteusz rozmawiając z nami wyraził również rozczarowanie mediami oraz środowiskiem MMA, które z góry potraktowało go jak człowieka niezrównoważonego, nie pytając go o jego wersję wydarzeń.
Od kilku dni jestem napastowany, odbieram telefony z pogróżkami. Czytam, że jestem taki i owaki! Musiałem usunąć konto na Facebooku, bo dostawałem wiadomości w których ludzie pisali, że mnie zabiją. Najbardziej mi przykro, że media, które powinny być obiektywne, nawet nie zadały sobie trudu aby przegadać temat ze mną.
—
mmarocks.pl