To już przesądzone. Piłkarze Okocimskiego zakończyli przygodę na drugoligowych boiskach. Drużyna lada dzień zostanie wycofana z rozgrywek, a od przyszłego roku najprawdopodobniej rozpocznie rywalizację w IV lidze. Najprawdopodobniej, bo nie można wykluczać jeszcze gorszych scenariuszy.
Wszystko wskazuje na to, że ostatnim meczem w drugiej lidze z udziałem Okocimskiego Klubu Sportowego było spotkanie w Stargardzie Szczecińskim 28 listopada 2015 roku. Pożegnanie nie wypadło zbyt okazale, raczej adekwatnie do marnej kondycji finansowej klubu, bo drużyna z Brzeska poległa z Błękitnymi 0-5. Natomiast tydzień wcześniej ostatniego gola w rozgrywkach na szczeblu centralnym dla OKS-u strzelił Sebastian Janik w wygranym na własnym stadionie meczu z Rakowem Częstochowa.
Mimo że miejsce w środku tabeli na półmetku rozgrywek nie zwiastowało w obliczu wiosennej rundy rewanżowej sportowej katastrofy, nad klubem zawisły czarne chmury. Przez kolejne dwa miesiące życie w nim zamarło. Szatnie opustoszały, zawodnicy rozjechali się do swoich domów i jedynie nie zapomnieli o nim wierzyciele, regularnie wzywając do zapłaty zaległych należności. Bardziej niecierpliwi, jak zakład energetyczny, podjęli działania zabezpieczające ich przed dalszymi stratami i do momentu uregulowania rachunków odcięli prąd w budynku klubowym przy ul. Okocimskiej.
Trudna sytuacja finansowa klubu nie jest czymś nowym. Wiadomo o niej od przynajmniej kilku lat, ale apogeum zadłużenia nastąpiło po spadku drużyny piłkarskiej z I ligi, na wiosnę 2014 roku. Wówczas sięgało ono ok. 1,6 mln zł. Sytuację ratował strategiczny sponsor CAN-PACK S.A., firma mająca swe korzenie i duży zakład w Brzesku. Jednak faktyczny dług przez kolejne półtora roku nie zmniejszał się znacząco, w styczniu 2016 roku wynosił ok. 900 tys. zł, a po wycofaniu się ze sponsorowania „Blaszanki” zapewne na koniec sezonu powiększyłby się w czerwcu o kolejne kilkaset tysięcy. Od listopada wypłat nie otrzymali zawodnicy (ok. 300 tys. zł), będący obok urzędu skarbowego (ok. 300 tys. zł) największymi wierzycielami klubu. Ich lista jest długa, znajdują się na niej firmy ochroniarska i transportowa, nie zostały uregulowane należności za monitoring, usługi medyczne i kilka innych.
Ogólny chaos i dyktatura
Pierwsze głosy o wycofaniu drużyny z rozgrywek drugoligowych pojawiły się podczas Walnego Zebrania członków klubu w czerwcu ubiegłego roku. Uczestniczący w obradach prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec krytycznie odniósł się do zgłoszonej propozycji. – Pomimo trudnej sytuacji finansowej zalecam daleko posuniętą ostrożność i zachowanie spokoju – przekonywał. – Widać światełko w tunelu. Klub powoli wraca na ścieżkę racjonalności. Ma rację komisja rewizyjna, mówiąc o kontraktach dla ponad 50 zawodników, ogólnym chaosie związanym z narzucaniem przez kolejnych trenerów swoich wizji budowania zespołu, które generowały ogromne koszty. Jest w Polsce wiele sporych miast, o dużo większych budżetach niż Brzesko, które z chęcią by się z wami zamieniły. Oparcie drużyny o swoich wychowanków, intensyfikacja pracy z młodzieżą przyniosą efekty.
Apel prezesa odniósł skutek i drużyna przystąpiła do rozgrywek. Powołano nowy zarząd klubu z Marcinem Jurkiewiczem na czele. Sprawy finansowe wzięła w swoje ręce Ewa Witkowska, która niedługo później stała się najważniejszą osobą w klubie. Jurkiewicz w październiku podał się do dymisji, tłumacząc swą decyzję źle układającą się współpracą z Witkowską i nie godząc się na firmowanie decyzji przez nią podejmowanych. W styczniu przyznała się do swych dyktatorskich metod zarządzania, ale – jak podkreśla – jej „dyktatura dotyczyła polityki finansowej klubu”. Po zakończeniu rundy jesiennej uświadomiła sobie jednak, że wyzwania, a raczej przyjęte zobowiązania, przerosły ją. W grudniu podjęła decyzję o faktycznym rozwiązaniu drugoligowej drużyny. Jej wniosek przyjął zarząd Okocimskiego 8 stycznia, dając zawodnikom wolną rękę w szukaniu nowych pracodawców. O ile istnieją co do tego pewne wątpliwości, czy taką decyzję mogło podjąć kierownictwo klubu bez zgody walnego zgromadzenia członków, to na pewno – jak twierdzi obecny prezes Maciej Pytka – nie powinien stosownych pism do zawodników sygnować swoim nazwiskiem ówczesny dyrektor klubu, który już wtedy nie był pracownikiem OKS.
Być albo nie być klubu
O dalszych losach, już nie tylko drugoligowej drużyny piłkarzy, ale o całego klubu miało zadecydować zwołane na 26 stycznia walne zebranie. Podobnie jak pół roku wcześniej w akcję ratunkową włączył się prezes MOZPN. Zanim zjawił się na zebraniu, z kilkoma innymi działaczami okręgu piłkarskiego spotkał się z kierownictwem CAN-PACKU, przekonując do reasumpcji decyzji o zaprzestaniu pomocy klubowi. Otrzymał zapewnienie, że firma przeanalizuje raz jeszcze sytuację, ale pod warunkiem przekazania środków dla Okocimskiego przez samorząd brzeski. Niemiec rozmawiał też z przedstawicielami rady miejskiej, a przed walnym zebraniem wystosował list otwarty do władz Brzeska.
– W waszych rękach znajduje się los klubu, który przecież był całe lata wizytówką miasta, promował go w szeroko rozumianej przestrzeni medialnej, a te jego walory nieprzeliczalne przecież, a jednak niesłychanie ważne, winny Państwa przekonać do podjęcia zbożnej decyzji o wsparciu OKS w tej skrajnie krytycznej sytuacji – przekonywał i apelował. – Byłoby pożądanym krokiem ze strony Rady Miasta podążenie śladem wielu polskich samorządów, które łożą na sport klubowy niewyobrażalne środki, daleko wykraczające poza owe sakramentalne granty na sport dzieci i młodzieży.
Warto przy okazji wspomnieć, że przepisy zezwalają na celowe wydatki samorządu ukierunkowane także na wyczyn seniorski. Wobec pozytywnych deklaracji ze strony władz miasta, dyrekcja CAN-PACKU poczułaby się zobowiązana do kontynuowania darczynnej funkcji, co do której w istocie jest przekonana, poczuwając się do naturalnych powinności wobec społeczności miasta, w którym skoncentrowane są jej procesy wytwórcze… Nie mam zamiaru wzywać Państwa do reinterpretacji waszego stanowiska w sprawie wypełniania obowiązku odpowiedzialności samorządu za stan kultury fizycznej na terenie miasta Brzeska, mój list nie ma ambicji nacisku na politykę finansową zarządu miasta, jest jedynie głosem obawy przed zagrożeniem unicestwienia dorobku sportowego pokoleń i zmarnowania ćwierćwiekowych wydatków Waszych poprzedników w Radzie. Wiem o staraniach wojewódzkich władz piłkarskich w sprawie umorzenia przez PZPN zadłużenia Okocimskiego, wiem o możliwościach wszczęcia działań poszerzających grono sponsorów OKS, aliści sytuacja układa się w taki sposób, że od Państwa decyzji zależy „być albo nie być” klubu, tak bardzo utożsamianego z miastem, którego losy spoczywają w Państwa sercach i sumieniach!
W podobnym tonie apelował do sympatyków i członków klubu podczas walnego zebrania, które zdeterminowane było przyjąć najbardziej dramatyczną decyzję o likwidacji Okocimskiego. Ostatecznie obrady przerwano, odkładając ich kontynuację o tydzień, już po debacie na forum rady miejskiej. Ta podczas swej sesji zajęła się sprawą, ale nie padła żadna inna deklaracja finansowej pomocy, oprócz zaplanowanej w budżecie kwoty przeznaczonej na sport młodzieżowy. Gdyby Okocimski złożył stosowny wniosek, wówczas mógłby liczyć na grant w wysokości ok. 125 tys. zł.
Rozjechali się po Polsce
Wznowione po tygodniu walne zebranie ograniczyło się do uzupełnienia składu zarządu (rezygnację złożyła Ewa Witkowska) i upoważnienia władz klubu do prowadzenia negocjacji ze sponsorami. Widmo upadłości i likwidacji klubu zostało oddalone. Jednak los drużyny w drugiej lidze zdawał się być przesądzony.
Nowo wybrany prezes Maciej Pytka, na dwa tygodnie przed inauguracją rundy wiosennej i zaplanowanym na początek meczem z Gryfem Wejcherowo, potwierdza exodus piłkarzy. Rozjechali się po całej Polsce, znajdując zatrudnienie w klubach z Katowic, Niepołomic, Zambrowa, Krakowa, Łodzi, Łowicza, a nawet w Borzęcinie. Za otrzymane karty zawodnicze zrzekli się zaległych roszczeń wobec Okocimskiego.
– Nie wiem, czy udałoby się nakłonić więcej niż dziesięciu zawodników z drugoligowej kadry, by pozostali u nas – Pytka nie ma złudzeń. – Nie byliśmy w stanie ich zatrzymać, więc trzeba się cieszyć, że udało się z nimi zawrzeć ugody.
Prezes nie kryje zadowolenia z faktu ugodowego rozstania z piłkarzami, a rezygnację z gry w drugiej lidze uważa w zaistniałej sytuacji za konieczność. Twierdzi, że generować długów dłużej nie można i coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, iż taką decyzję należało podjąć w czerwcu 2015. Mówi wprost: – To był błąd, że wówczas nie wycofano drużyny z rozgrywek. Zresztą, błąd nie jedyny…
Pytka uważa, że wtedy przede wszystkim zabrakło władzom klubu wyobraźni. Pewnie uznano, że skoro budżet utrzymujący się od kilku lat na podobnym poziomie dwóch milionów złotych pozwalał na rolowanie długów, to i tym razem uda się przetrwać najgorsze chwile. Ale nade wszystko nie brano pod uwagę tego, że główny sponsor klubu nie przedłuży umowy. Płynność finansowa został przerwana.
Kosztowne ligi
W klubowej kasie są pustki, a wpływy od sponsorów i z gminy wciąż mgliste. Dzięki wpłacie zobowiązania firmy Carlsberg można było jedynie pokryć zaległości do urzędu skarbowego. Wprawdzie prezes Niemiec namawia do walki do ostatniej iskierki nadziei, ale ta – zdaje się – ewidentnie już zgasła. Na utrzymanie drugiej ligi nie tylko brakuje pieniędzy, ale po prostu jest już za późno na skompletowanie zespołu. Prezesowi MOZPN może nie wypada krytykować centrali piłkarskiej, ale niewątpliwie do sytuacji takich klubów jak OKS, w dużej mierze przyczyniły się reformy PZPN. Utworzenie ogólnokrajowej drugiej ligi (właściwie trzeciej klasy rozgrywkowej, po ekstraklasie i pierwszej lidze) znacząco powiększyło koszty. Tylko jeden wyjazdowy mecz do Stargardu Szczecińskiego, Wejcherowa czy Kołobrzegu to wydatek ok. 10 tys. zł. Sporo pochłania organizacja meczu na swoim stadionie, a opłacenia firmy ochroniarskiej i monitoringu nie pokrywają wpływy ze sprzedaży biletów. Warto też wiedzieć, że niemało kosztuje zarejestrowanie nowego zawodnika – od 2000 do nawet ponad 5 tys. zł – oraz zgłoszenie drużyny do rozgrywek. Do PZPN trzeba też wpłacać kaucję (ok. 5 tys. zł) za kartki, którymi piłkarze zostaną ukarani w trakcie sezonu. W związku z tym, że Okocimski bazował na armii zaciężnej zawodników, opłaty rejestracyjne pochłaniały nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych na sezon. Ale największą część kosztów to kontrakty zawodników (1,5-5 tys. zł miesięcznie netto) i trenera (ok. 10 tys. zł).
Tymczasem w czerwcu, przed sezonem nie próbowano ograniczyć kosztów osobowych, a tylko na nich można było cokolwiek zaoszczędzić. Teraz już za późno na jakiekolwiek redukcje i kosmetyczne zmiany. Prezes Pytka wyliczył, że na dokończenie sezonu w drugiej lidze i grę drużyny w następnym sezonie klasę niżej potrzeba ok. 1 mln zł. Wycofanie zespołu z rozgrywek i karne rozpoczęcie gry w IV lidze to konieczność posiadania budżetu na poziomie 300-400 tys. zł. I to – wedle Macieja Pytki – jest realne rozwiązanie. Nowe władze klubu nie wykluczają jednak startu od klasy okręgowej. Aktualnie występuje w niej drużyna rezerw, do prowadzenia której zaangażowano trenera Leszka Kraczkiewicza. Na tej bazie, a także kilku zawodników z kadry pierwszego zespołu (m.in. Jakub Baran i Tomasz Gałka) oraz drużyny juniorów, nowy szkoleniowiec ma tworzyć ekipę, która powalczy o III ligę.
Program naprawczy
Kraczkiewicz ma też – wedle prezesa Pytki – przedstawić wizję kompleksowego szkolenia w grupach młodzieżowych, poczynając od skrzatów i żaków poprzez młodzików, trampkarzy na juniorach kończąc. Jak przyznaje Pytka, to kapitał klubu, którego nie można zaprzepaścić. Mówi, że na tej bazie trzeba budować sportową przyszłość Okocimskiego.
W najbliższych miesiącach, mimo że nie trzeba będzie się zajmować utrzymaniem drużyny w drugiej lidze, pracy nie zabraknie. Opracowany program naprawczy przewiduje oddłużenie klubu w przeciągu 3-4 lat. Zarząd czekają jeszcze negocjacje z zawodnikami w sprawie rozwiązania kontraktów i trudna praca nad tworzeniem dobrej atmosfery wokół klubu i odbudową partnerskich relacji z władzami miasta. To także uporczywe poszukiwanie sponsorów. Rozważane jest powołanie Grupy 100, wspomagającej finansowo klub.
– Likwidacja Okocimskiemu nie grozi – zapewnia prezes Pytka.
—
MAREK LATASIEWICZ
Foto. Maciej Mazur