Mija miesiąc od wyborów samorządowych w których wybraliśmy nową Radę Miejską a dwa tygodnie później burmistrza. Po dość wyrównanej walce, która na szczęście nie miała charakteru nawet w niewielkiej części takiego jak słynna historyczna już kampania kiedy posłem został dotychczasowy burmistrz Jan Musiał. Wtedy, jak wielu doskonale pamięta, obrzucanie się pomówieniami, wywlekanie jakichś mniej lub bardziej nieprawdziwych brudów osobistych, wzajemne nagrywania, wykupywania całych nakładów gazet w mieście z jednej strony i kolportowanie kserówek tak specyficznie ocenzurowanych informacji z drugiej, spowodowały szok, bo adwersarze zachowywali się tak jakby się mieli pozabijać a po wyborach świat miał się już skończyć. Wielu mieszkańców patrzyło wówczas na to co się dzieje z przerażeniem. Pęd do władzy odebrał niektórym resztki zdrowego rozsądku. Teraz już się o tym tylko sporadycznie mówi, ale wszyscy jednak dokładnie pamiętają jak się różne osoby zachowywały i że dla władzy gotowe są zrobić naprawdę dużo. W tej kampanii tak źle nie było, co tchnie optymizmem i daje nadzieję, że wybory powoli się cywilizują. Być może zachęci to na przyszłość do włączenia się w życie publiczne osoby których zbrzydzał poziom do którego trzeba się było zniżyć do tej pory.
Zwyciężył dotychczasowy Burmistrz Grzegorz Wawryka. Wydaje mi się, ze konkurent pan Stanisław Pacura, mimo tego że kampanii nie uwieńczył zdobyciem fotela burmistrza, w sumie powinien być zadowolony. Osiągnął naprawdę imponujący wynik i nie ma się czego wstydzić. Bycie burmistrzem w obecnej sytuacji wcale nie jest taką znowu atrakcją. Cudów żadnych by i tak nie dokonał, bo budżet jaki jest każdy widzi, a z pustego i Salomon nie naleje. Wszyscy by w niego z tego powodu wbijali zęby, więc tak po cichu powinien być chyba zadowolony, że ten zaszczyt go ominął, zwłaszcza że poprzedni i obecny gospodarz podczas kampanii wyborczej złożył tyle obietnic, że nawet Salomon chyba by usiadł i upił się na smutno. Ale bądźmy optymistami, różne rzeczy się zdarzają, żyjemy wszak na ziemi Świętego Stanisława, czego nie dokonał Salomon, być może dokona pan Grzegorz Wawryka. Dla dobra nas wszystkich będziemy mu szczerze kibicować i życzyć powodzenia.
A wracając do wyborów, prawda jednak jest taka, że szału nie ma. Wygrana została po prostu wymęczona w drugiej turze. Daleko do przekonującego zwycięstwa jakie odnieśli wójtowie Gnojnika, Iwkowej czy burmistrz Czchowa, gdzie ich sposób gospodarzenia zyskuje społeczną akceptację w skali nie budzącej wątpliwości i pozwala im ze spokojem patrzeć w przyszłość.
W Brzesku jest zupełnie inaczej, a zwycięski burmistrz wcale nie ma powodów do otwierania szampana. Kiedyś podobna sytuacja miała miejsce w sąsiednich gminach: Gnojnik i Dębno. Tam również wójtowie Wojciech Rzepa i Grzegorz Brach wygrali niewielką ilością głosów, aby w następnych wyborach przegrać. A przecież uczciwie mówiąc, nie byli złymi wójtami, mieli swoje niekwestionowane osiągnięcia, a prowadzone przez nich gminy się rozwijały. Jednak, mimo wszystko coś się stało, nie potrafili przekonać ludzi, czy też raczej zrazili ich do siebie. Coś się zepsuło w kontaktach z mieszkańcami i niewątpliwe osiągnięcia wójtów nie przeważyły tej niechęci. Pomijając owe przyczyny (bo miejscowi obserwatorzy życia publicznego na pewno lepiej by je zdiagnozowali), trzeba uznać podstawową prawdę – kierowanie gminą to nie tylko samo gospodarowanie, ale również sztuka zjednywania sobie ludzi. Nie można mówić, że na głupie pytania i śmieszne pytania odpowiadał nie będę, a co jest głupie i śmieszne to sam zdecyduję. Tzn. oczywiście można, tylko potem nie powinno się dziwić, że ludzie zadziwiająco dokładnie pamiętają i jakoś nie są uradowani taką odpowiedzią. Sporo wysiłku poszło w to aby skutecznie zniechęcić nawet stosunkowo przyjaźnie nastawionych ludzi. Nie ma co podawać nazwisk i sytuacji, wielu czytelników ma pewnie własny zestaw zarówno nazwisk jak i spraw. Doszło nawet do tego, że urzędnik całkiem nieźle opłacany z publicznej kasy z wielce urażoną miną potrafi wypalić „po co my się w ogóle tłumaczymy”. Trochę tak, jakby się niektórym wydawało, że są właścicielami gminy.
Decyzje o ogromnym ciężarze finansowym podejmowane bez zastanowienia. Budowa za kilka milionów ogromnej hali sportowej w Brzesku jest tego najbardziej jaskrawym przykładem. Hala bez wątpienia będzie bardzo piękna. Za takie pieniądze po prostu musi taka być. Tylko że w tej cenie można było wybudować trzy mniejsze ale praktyczniejsze obiekty i ostatecznie rozwiązać problem dostępności do sal sportowych młodzieży nie tylko w mieście, ale w całej gminie Brzesko. Sprawdzony i troskliwy gospodarz tak właśnie by zrobił. Przed podjęciem tak kontrowersyjnej decyzji powinny zostać przeprowadzone szerokie konsultacje z całym środowiskiem sportowców w gminie, trzeba się było zapytać rad sołeckich i osiedlowych, bo za ten obiekt będą płacić wszyscy przez długie lata. Pamiętajmy że gmina zadłużona, a hala de facto jest budowana za kredyt. Trzeba więc jeszcze doliczyć koszty tego kredytu. Zapytamy o tę sumkę niedługo. Pewnie będzie tak duża, że można by za to zbudować jakąś rozsądną salę gimnastyczną tam gdzie jej w ogóle jeszcze nie ma. Tymczasem decyzja została podjęta w kółku wzajemnej adoracji kilku zapatrzonych w siebie narcyzów. Wpłynęły jakieś pisma, jakieś petycje, których część radnych nawet nie czytała (widocznie władze nie uznały za celowe radnych o tym informować). Nie przeszkodziło im to głosować za budową takiego obiektu, a gdyby zapytać czy w domu też pan/pani tak gospodaruje, to by się taki radny śmiertelnie obraził. Krótko mówiąc – foch forever!
Rozmiar konsultacji jakie ponoć przeprowadzono w tej sprawie, może być wystarczający jak się buduje wiatę przystankową na osiedlu, a nie obiekt za kilka milionów na koszt wszystkich mieszkańców. Uzasadnienie, że zawodów nie ma gdzie robić, jest tak beznadziejne, ze nawet gimnazjaliści by się tak nie skompromitowali, po prostu żenada. Aż żal odpowiadać, żeby się już nie pastwić i nie pognębiać autorów.
Ludzie jednak patrzą i doskonale potrafią ocenić, a ta ocena wypadła bardzo źle. Główna promoteria została wysadzona z piaskownicy, a inni z trudem uciekli spod topora (jeszcze tym razem). To poważne ostrzeżenie, że traktowanie gminy jak placu zabaw do realizowania swoich fanaberii nie będzie tolerowane. Trzeba się liczyć z ludźmi jeżeli nie chce się, żeby gorąca krew została ostudzona. Hala to najbardziej efektowna egzemplifikacja (ale przecież nie jedyna) metod jakie były dotychczas w modzie i przyczyniły się do powstania obecnego powyborczego krajobrazu.
Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, bo przecież byli radni, którzy poważnie traktowali swoje obowiązki. Specjalnie łatwo im nie było, ponieważ tak już jakoś jest (niestety nie jest to przypadłość tylko ostatniej kadencji), że niektórzy radni uznają iż robienie za pacynkę i kiwanie główką na wszystko co się dzieje, jest wyrazem dojrzałości i roztropności, a ci pytający się to oszołomy.
Ex nihilo nihil – nic z niczego. Obecna powyborcza sytuacja jest owocem stylu rządzenia przez ostatnie lata i rządzący tylko do siebie mogą mieć teraz pretensje. Po drugiej turze, kiedy było już wiadome, że burmistrz Wawryka jednak zostaje, na portalach pojawiły się tryumfujące wpisy, gdzie nie przebierając w słowach po nazwiskach wyszydzano ludzi za to że krytykowali burmistrza i takimi „podłymi” metodami chcieli wybory wygrać itp. Bo krytykować burmistrza to „podłość”. Prawda jest jednak brutalnie bolesna: gdyby nie było klimatu lekceważenia stworzonego wspomnianymi wcześniej metodami, gdyby ludzie naprawdę byli zadowoleni, to jeden, dwóch czy nawet dwudziestu krytyków nie nakłoniłoby takiej ilości ludzi do głosowania przeciw. Przeciw burmistrzowi było prawie pięć tysięcy obywateli, którzy w ten sposób wyraźnie zamanifestowali, że mają już dość i domagają się zmian. Chyba burmistrz nie będzie miał wyjścia i, chcąc czy nie, jakieś wnioski musi wyciągnąć. Burmistrzowi nie udało się też zdobyć większości w Radzie Miejskiej, co bynajmniej nie ułatwi mu pracy, zwłaszcza że wielu radnych bynajmniej nie ma ochoty stosować się do dotychczasowych obyczajów. Zgłaszane są żale, że zwycięscy nie podzielili się stanowiskami w Radzie chociaż przecież w poprzedniej kadencji Wspólnota Samorządowa część stanowisk ustąpiła. Powiedzmy sobie wprost, w poprzedniej kadencji Wspólnota nikomu łaski nie robiła bo nie miała większości i po prostu musiała zawrzeć koalicję. W polityce już tak jest, że bierze się tyle ile się da, czyli jakby powiedział trener Górski: tak się gra jak przeciwnik pozwala. Czy gdyby Wspólnota Samorządowa burmistrza Grzegorza Wawryki posiadała samodzielną większość w Radzie, to by się dzieliła z innym klubem? Sądzę że wątpię, i chyba nie jestem w tych wątpliwościach osamotniony. Nie ma więc co rwać szat i udawać pokrzywdzonego – c’est la vie. Piętro wyżej w Starostwie Powiatowym sytuacja była dokładnie odwrotna. Zawiązana koalicja wzięła dokładnie wszystko. PiS zgłosił nawet kandydaturę obecnego Starosty i zadeklarował wolę współpracy, co zostało przyjęte z wielkim zadowoleniem. To wielkie zadowolenie nie objęło jednak w żadnym razie jakichkolwiek ustępstw w sprawie stanowisk – rządząca koalicja z wielkim zadowoleniem rozdzieliła je wszystkie między siebie. Tak to już jest, w politikie niet sientimientow.
Burmistrz próbował, co prawda, „skręcić kilku radnych” i w ten sposób, wykazując talent do „zjednywania sobie ludzi”, zapewnić sobie wygodną większość. Niestety, jak na razie mu się nie udało, czyli – cytując księcia Leopolda Marię z Księżniczki Czardasza granej akurat w MOK (serdecznie polecam każdemu kto jeszcze nie oglądał) – „tak wyszło, że mu nie wyszło”. Ale próbować można, w polityce nawet tej gminnej, też obowiązują takie same reguły jak wszędzie, więc to nie jest żadne przestępstwo. Gorzej jak się nie uda. Wtedy może być bryndza.
Czy burmistrz Grzegorz Wawryka potrafi współpracować z Radą Miejską, gdzie po raz pierwszy w swojej karierze nie ma większości i musi radnych przekonywać do swoich racji? Czy potrafi podjąć benedyktyński wysiłek prawdziwego zjednania sobie sympatyków, zamiast wytrwale zniechęcać kolejne środowiska? Nie można tego całkowicie wykluczyć. To człowiek bardzo zdolny, bo gdyby było inaczej, to nie utrzymywałby się u władzy już tak dugo. Ale prawda jest taka, że w pewnym wieku już trudno zmienić charakter i przyzwyczajenia. Interesująco będzie obserwować, jak sobie z tym poradzi, zwłaszcza, że ma specyficznych doradców, którzy – kolokwialnie mówiąc – nawijają mu makaron na uszy, co raczej nie poprawia sytuacji.
—
Jan Waresiak
Na pewno żółta kartka należy się za niesciagniete plakaty!