Gabriel Fleszar ma 35 lat. Na scenie muzycznej zadebiutował 16 lat temu. W 1999 roku zwyciężył w Ogólnopolskich Przesłuchaniach Wokalistów, dzięki czemu otrzymał kilkuletni kontrakt fonograficzny z Universal Music Polska. Wydał trzy płyty: „Niespokojny” (1999), „Niespokojny II” (2001) i „Pełnia” (2003), wypromował też kilka przebojów, z „Kroplą deszczu” na czele. Później płytowo zamilkł. Dzisiaj wraca z zespołem Candida i nowym pomysłem na życie.
E.S.: Co działo się w Twoim życiu przez ostatnie lata?
Gabriel Fleszar: Przez ten okres robiłem różne rzeczy. Napisałem muzykę do spektaklu teatralnego, którą wykonywałem na żywo. Od trzech lat robię coś co nazywa się profilaktyką uzależnień. To recital słowno – muzyczny pt. ,,Wolności oddać nie umiem”. Jeżdżę po Polsce. Spotykam się z młodzieżą gimnazjalną i licealną. Opowiadam parę historii z życia wziętych i śpiewam kilka piosenek. Opowieści są ku przestrodze, aby na ścieżkę nałogów i uzależnień nie wstępować. Nie ma mnie co prawda dużo w mediach, ale cały czas czynnie działam jako muzyk!
E.S.: Kilka lat temu uchodziłeś za jedno z największych objawień polskiej muzyki. Po wydaniu 3 płyty zniknąłeś…
G.F.: Faktycznie wtedy zniknąłem. Miałem wtedy nagrać jeszcze jedną płytę w ramach kontraktu, ale niestety do nagrania nie doszło. Tak naprawdę nie chciałem wyciągać z tego konsekwencji. Poszedłem swoją drogą. W 2007 roku przeżyłem też przedziwną sytuację. Mianowicie znowu miałem podpisany kontrakt fonograficzny, płyta była na ukończeniu, ale niestety nie doszło do jej wydania. Nie z mojej winy. Jako artysta czuję, ze nagrałem wtedy dobry materiał, ale nie ma sensu wchodzić w szczegóły. Jestem człowiekiem, który nie ogląda się za siebie, tylko patrzy na to co jest teraz i ewentualnie będzie jutro. Natomiast od 2011 r. podjąłem współpracę z zespołem Candida. Wydaliśmy płytę w roku 2012. Nie długo pojawi się nowy singiel.
E.S.: Ale w 2012 nie było o Was głośno…?
G.F.: Powiem szczerze bo nie jestem gościem, który ściemnia. Na tym zresztą też buduję to kim jestem na scenie. Nie ściemniać, nie udawać, być sobą! Ludzie wyczują ściemę podobnie jak i prawdę. Płyta nie poszła nam tak jak chcieliśmy. Głównie dlatego, że promowaliśmy ją totalnie sami, własnymi siłami. A w momencie kiedy nie masz jakiejś firmy za sobą, albo menagera, który ma znajomości, ciężko jest przebić się do mediów. A tym bardziej z takim materiałem jaki wtedy nagraliśmy. Materiałem może nie super trudnym, bo dbaliśmy o jego melodyjność, ale materiałem nieco trudniejszym niż to co przeciętnie leci w rozgłośniach radiowych czy telewizji. Zresztą obecnie nie ma już kanału muzycznego, który zagrałby polską, troszeczkę ostrzejszą muzykę. Ostatnio robiłem mały research i są stacje grające disco polo, hip – hop, ale rock to jakiś jeden, dwa procent. Podsumowując: nie jest łatwo przebić się z taką muzyką, ale ten numer, który z Candidą zrobiliśmy i który we wrześniu powinien się ukazać jest najbardziej przebojowy w dotychczasowej historii zespołu. Ma spory potencjał komercyjny. Myślę, że jesienią ludzie, którzy czekali na ,,coś mojego” w końcu to dostaną. Będą dwa teledyski do piosenek, które nagrałem już jakiś czas temu, ale chcę w tej chwili zamknąć za sobą pewien etap i pójść dalej. Ale żeby to zrobić nie chcę chować do szuflady czegoś co uważam za dobre. Jedną z piosenek napisałem dla wyjątkowej kobiety i wtedy, niestety, nie doczekała się ona teledysku ze względu na zawirowania na linii artysta – management. W drugiej połowie września powstanie teledysk do tego utworu. Dwa lata temu napisałem też fajny pozytywny numer, co prawda po angielsku, ale i do niego również powstanie klip.
E.S.: Nie brakuje Ci tego medialnego szumu, który towarzyszył Ci kilka lat temu?
G.F.: Zupełnie nie! Fajne jest to, że mogę sobie normalnie pojechać tramwajem, że nikt nie grzebie mi w śmieciach, że nikt nie stoi pod moim domem i nikt na mnie nie czeka. Ja sobie oczywiście zdaję sprawę, że jedno związane jest z drugim. Jeśli chce się grać poważniejsze koncerty to media są potrzebne, aby dotrzeć do ludzi z muzyką. Natomiast nie oszukujmy się. Na przestrzeni 16 lat miejsce muzyki zeszło na dalszy plan w życiu każdego człowieka. Mamy teraz dostęp do wszystkiego wykonując dwa kliknięcia, a to sprawia, że muzyka nie jest dla ludzi tak ważna jak była kiedyś. To naturalny mechanizm rynkowy. Ludzie nie słuchają już nawet całych płyt. Sami czasami nie wiedzą co im się podoba, a co nię mając tak wielki wybór. Płyta, przynajmniej z punktu widzenia rynku, jako całość przestała mieć znaczenie. A kiedyś to miał być spójny materiał, przemyślany, dopracowany… Dzisiaj wydaje się single i to one mają napędzać koniunkturę. Sprzedawać i promować.
E.S.: Nie masz trochę żalu do rynku muzycznego, że promuje pseudo–artystów, a dla Ciebie wciąż brakuje miejsca?
G.F.: Nie, ponieważ to, że moja kariera potoczyła się tak, a nie inaczej to mój świadomy wybór. Takie uczucia jak zazdrość, zawiść nie towarzyszą mi w życiu, a jeśli już coś takiego pojawia mi się, gdzieś głęboko w głowie to od razu staram się od tego odchodzić. Niech każdy robi swoje! Niech np. piosenka ,,Ona tańczy dla mnie” cieszy się dużym powodzeniem w Polsce. Ten człowiek jest pewnie z tego powodu bardzo zadowolony, a każdy ma prawo do własnego szczęścia. Jeśli komuś się udaje, nawet jeśli mnie się to nie podoba, a nawet w niektórych przypadkach nawet nie jest dla mnie muzyką, ale jest publiczność, która to ceni, kupuje i dobrze się przy tym bawi to proszę bardzo!
E.S.: W zeszłym roku wystąpiłeś w programie telewizyjny The Voice Of Poland. Skąd taki pomysł?
G.F.: Chciałem przypomnieć o sobie ludziom, chciałem spróbować czegoś nowego, chciałem zaczarować ich piosenką, nawet jeśli nie będzie to mój kawałek, bo wiadomo – tam śpiewa się covery. Miałem niestety błędne wyobrażenie o programie. Myślałem np. że juror ma większe pole decyzyjne, że może sam wybrać piosenkę dla swojego uczestnika, że może tym pokierować. Spodziewałem się po The Voice czegoś większego, a tu się okazało, że program ma pewne sztywne ramy, że są podpisane umowy z wyszczególnieniem co możesz, a czego nie.
E.S.: Wiem, że grywasz na ulicy. Czy ludzie Cię rozpoznają?
G.F.: Tak, zdarza się. Chociaż przyznam szczerze, że ostatnio nie mam na to czasu. Zdarza się to najwyżej parę razy w roku. A przyznam, że tęsknię za tym!
E.S.: Kiedyś wraz z kolegami założyłeś teatr. Był też epizod z filmem. Nie myślałeś, żeby pójść w stronę aktorstwa?
G.F.: Po filmie ,,Sezon na leszcza” wziąłem udział jeszcze w dwóch, trzech castingach. Z kolei teatr można powiedzieć mnie wychowywał. Długo udzielałem się na scenie amatorskiej. Niedawno z teatrem połączyła mnie muzyka, którą napisałem do spektaklu. Wykonywałem ją na żywo, byłem też jedną z postaci. Bardzo fajna sztuka, wystawiana w teatrze Legnickim im. Heleny Modrzejewskiej. Być może przeprowadzka do Warszawy sprawi, że znowu zapragnę pracować bliżej filmu bądź teatru. Jestem natomiast kompletnym naturszczykiem, nie mam wykształcenia kierunkowego, a jedynie małe doświadczenia. Chęci natomiast, aby wziąć kiedyś jeszcze udział w czymś takim oczywiście są. A skoro jest ochota to myślę, że trzeba to przerobić na czyny.
E.S.: Plany na przyszłość… G.F.:
Za chwilę piosenka Candidy, dwa teledyski Gabriela Fleszara. Stolica na mnie czeka i cytując poetę Marcina Świetlickiego ,,Pewnego dnia to miasto będzie należeć do mnie”. W zeszłym roku byłem na koncercie Aerosmith. Steven Tyler mając lat 66 zaśpiewał tak, że buty mi spadły. Natchnął mnie! Pomyślałem sobie: Facet ma 66 lat, a większość polskich wokalistów mogłaby mu buty czyścić i nawet w takim wieku można to robić świetnie i z pasją! Nie nastawiam się na to, że za 5 lat będę szukał jakiejś ,,normalnej” pracy. Chcę jak najdłużej kontynuować to moje ,,życie muzyką” tak to nazwijmy. I do tego będę dążył.
E.S.: Życzę powodzenia i trzymam kciuki za podbój stolicy!
—
Elżbieta Solak
Foto. youtube