Don't Miss
Home » Felietony » Z tanecznego parkietu na muzyczną scenę

Z tanecznego parkietu na muzyczną scenę

Stefano Terrazzino to włoski tancerz, aktor a także piosenkach, reprezentujący najwyższą klasę „S” w tańcach latynoamerykańskich. Chociaż jest Sycylijczykiem, urodził się w Niemczech. Naukę tańca rozpoczął jako szesnastolatek. Jego pierwszą zawodową partnerką taneczną była Ewa Szabatin, dla której przeprowadził się do Polski, gdzie mieszka od 2005. W 2006 roku zadebiutował jako trener tańca w polskim programie rozrywkowym nadawanym w telewizji TVN ,,Taniec z gwiazdami”. Wiosną 2015 roku został uczestnikiem trzeciej edycji programu rozrywkowego ,,Twoja twarz brzmi znajomo” emitowanego w telewizji Polsat. W lipcu 2016 premierę miał utwór „Kiedy quando”, który tancerz nagrał w ramach swojego projektu muzycznego o nazwie Stefano Terrazzino i Belli Ribelli, którego jest pomysłodawcą i wokalistą. Zespół powstał we współpracy z Rino Marchese’em i Francesco Blundą. Niedawno pojawił się w Brzesku, aby wspólnie z mieszkańcami świętować dni miasta. Na scenie zaprezentował show taneczno – muzyczne, podczas, którego nie tylko się bawił, ale i rozmawiał z publicznością sypiąc żartami. Zanim jednak wyszedł na scenę, uśmiechnięty i zadowolony udzielił krótkiego wywiadu w którym opowiada jak z tanecznego parkietu trafił na muzyczną scenę.

E.S.: Pana przygoda z piosenką rozpoczęła się już kilka lat temu..

Stefano Terrazzino:  Pierwszy raz zaśpiewałem 10 lat temu kiedy tańczyłem z Justyną Steczkowską. Zaśpiewałem dla żartu, a ona stwierdziła, że mam przyjemny głos. Potem śpiewaliśmy razem dla zabawy i na potrzeby programu.

E.S.: Większość ludzi w Polsce zna Pana jako tancerza. Jak to się stało, że z parkietu trafił Pan na scenę?

Stefano Terrazzino:  Dwa lata temu poszedłem do programu ,,Twoja Twarz Brzmi Znajomo” i okazało się, że praca nad programem przekłada się na występy. Od tego momentu dałem sobie szansę. Postanowiłem spróbować. Zrządzeniem losu pojawili się chłopaki z Sycylii, znajomi. I tak to się zaczęło.

E.S.: Chwila zabawy przerodziła się w coś poważniejszego..

Stefano Terrazzino:  Polubiłem tą nową dziedzinę dzięki, której można wyrażać siebie inaczej niż ruchem, aczkolwiek to wszystko czego nauczyłem się w tańcu mogę wykorzystać na koncertach. Podczas występów jest taniec, rozrywka i włoskie piosenki, które Polacy lubią.

 E.S.: Rozwija się Pan jako wokalista..

Stefano Terrazzino: Tak, teraz już sam myślę o pisaniu własnych piosenek. Szukamy, piszemy, idziemy w kierunku muzyki. 

E.S.: Występ przed, którą publicznością uważa Pan za trudniejszy? Tą, która przyszła popatrzeć na Pana taniec czy tą, która przyszła Pana posłuchać?

Stefano Terrazzino: Ja kompletnie tego nie czuję, czy przychodzą na taniec czy muzykę. Na pewno fakt, że jestem znaną osobą jest plusem, część osób była zaskoczona tym, że śpiewam. Przyszli na taniec, a muszę przekonać ich śpiewem. Ale wsparcie publiczności bardzo dużo mi daje. Taniec na pewno do nich dociera, a teraz zobaczymy jak będzie ze śpiewem.

E.S.: Czy zdarza się, że na koncertach publiczność spodziewa się, albo wymaga od Pana wykonania popularnych włoskich kawałków, które Polacy często śpiewają na imprezach?

Stefano Terrazzino: Tak, ale na razie daję im to czego oczekują. To jest język, którego nie rozumieją i czasami chciałbym zaśpiewać coś po włosku mniej znanego, ale myślę, ze na to potrzeba czasu i chciałbym powoli przyzwyczajać publiczność. Są piosenki, które lubili w latach ’70, kiedy był mniejszy dostęp do muzyki i przez sentyment często do nich wracają. Piosenki są lekkie i radosne. To pasuje też do mojego charakteru. Ja nie robię niczego wbrew sobie.  Myślę, że to się rozwinie w ten sposób, że nagram własne kawałki.

E.S.: Jakie ma Pan plany na najbliższą przyszłość? Płyta?

Stefano Terrazzino: Tak, mam takie plany, aczkolwiek na razie eksperymentuję z coverami. Może jakieś kawałki przetłumaczę po włosku, żeby to wszystko działo się stopniowo. Dzięki temu mogę się cały czas rozwijać i nabierać doświadczenia w nowych dziedzinach.

E.S.: W takim razie życzymy powodzenia i czekamy na album!

ES

Fot. Bogusław Hajduk