Ostatnie wydarzenia związane z propozycją budowy toru kartingowego odbiły się w Brzesku szerokim echem. Bardzo wątpliwe terminy budowy tego obiektu, brak jakichkolwiek szczegółów dotyczących umowy która miałaby być zawarta z inwestorem oraz zwykłe niechlujstwo które miało miejsce przy podejmowaniu decyzji bardzo głęboko podzieliły mieszkańców.
Zarysowało to jednak wyraźnie problem z którym boryka się cała nasza gmina. Biorąc przykład z tej konkretnej sytuacji, widać było ze strony władz bardzo dużą presję na zaakceptowanie inwestycji. Wiele się ostatnio mówi, że w Brzesku bardzo ich brakuje a każdy pozyskany inwestor to przecież prestiż i argument którym można się podpierać w trakcie nadchodzących wyborów. Ten “pęd za sukcesem” doprowadził do tego, że gdyby nie stanowcza reakcja Brzeskiego Klubu Motocrossowego, Rada Miejska najprawdopodobniej uchwaliła by oddanie działki na 25 lat bez zważania na jakiekolwiek konsekwencje. Prawdę mówiąc nikt z radnych nie zapytał jakie są warunki oddania prawie aż 8 hektarów ziemi. Do uchwały nie było załącznika proponowanego porozumienia i żadnego radnego to nie zaniepokoiło.
Z drugiej strony byli mieszkańcy Bucza, ich podejście z oczywistych względów różniło się diametralnie. Po fabryce kompostu z którą walczyli przez lata zanim jej uciążliwy zapach znikł (miejmy nadzieję, że na dobre) woleli oni mieć pewność, że wybudowanie toru kartingowego w ich miejscowości nie będzie kolejnym źródłem problemów.
Doprowadziło to do sytuacji gdzie na spotkaniu z inwestorem to mieszkańcy wykazali się większym rozsądkiem niż radni, którzy interesowali się głównie tak małymi kwestiami jak to czy będzie można wypożyczyć sobie gokarta i ile to będzie kosztowało. Wprost niewiarygodna i przerażająca niefrasobliwość.
Jednak nie tak powinny wyglądać relacje między władzą a jej wyborcami. Żyjemy w demokratycznym państwie i każdy kto idzie do urny wyborczej ma prawo oczekiwać, że będzie przez gospodarzy traktowany z szacunkiem. Jest wiele prawdy w tym, że długie sprawowanie urzędu odrywa od problemów zwykłych ludzi. Jednak w XXI w. nietrudno o rozwiązanie problemu i niedopuszczenie do tak znaczącego rozdźwięku między mieszkańcami a ich przedstawicielstwem wystarczyło przecież… zwyczajnie zapytać. Co prawda, wielu przedstawicieli władzy niedługo po wyborze na urząd dostaje uznaje że ma chyba monopol na mądrość, co potocznie określa się ”uderzeniem wody sodowej do głowy”, ale to nie oznacza, że jako wyborcy mamy takie rozdęte ego tolerować.
Kto pyta nie błądzi. Zawsze warto się zapytać, zwłaszcza kiedy sprawa dotyczy ważnego i rodzącego poważne konsekwencje finansowe przedsięwzięcia. Takie konsultacje miałyby oczywiście charakter opinii, ale ze względu na szacunek do mieszkańców którzy są też i podatnikami, a więc chlebodawcami przedstawicieli władz, opinie takie powinny być poważnie brane pod uwagę. W czasach powszechnego dostępu do Internetu, zorganizowanie sprawnego systemu zasięgania opinii mieszkańców nie stanowi żadnego problemu. Nie wszystko da się oczywiście rozwiązać kilkoma krótkimi pytaniami, ale nie da się ukryć, że jest to bardzo dobry sposób zasięgnięcia opinii, a z drugiej strony wyborcy mają poczucie że są traktowani podmiotowo a nie przedmiotowo, że radni się nie uważają za tych co to lepiej wiedzą i pytać się nie muszą.
Sołtys Poręby Spytkowskiej Adrian Zaleśny zaryzykował poddanie pod ocenę mieszkańców swojej pracy na stanowisku sołtysa właśnie przez zaproszenie do zagłosowania w anonimowej ankiecie.
Bez najmniejszego problemu można opracować bardzo sprawnie funkcjonujący system badania lokalnej opinii społecznej. To nie generuje znacznych kosztów, a pozwala mieć realny kontakt z wyborcami. Z drugiej strony uczy wyborców, że warto się na co dzień interesować czym się władza zajmuje. Tak się rodzi społeczeństwo obywatelskie. Taką inicjatywę można by nazwać Lokalny Ośrodek Badania Opinii Społecznej.
Taki system badania opinii mieszkańców mógłby również być bardzo dobrym sposobem na odzwierciedlenie zadowolenia mieszkańców z pracy samorządu, sytuacji w gminie, warunków dla inwestorów etc. Miałby on zasadniczą przewagę nad takimi instytucjami jak np. Główny Urząd Statystyczny, ponieważ działając lokalnie, na znacznie mniejszą skalę mógłby znacznie zredukować granicę błędu pomiarowego. Przykładem takiego błędu niech będzie fakt, że Małopolski Instytut Samorządu Terytorialnego i Administracji wspólnie z Głównym Urzędem Statystycznym uznały kilka dni temu Brzesko za lidera rozwoju w powiecie Brzeskim. Niby tytuł brzmi bardzo ładnie i burmistrz nawet dostał dyplom (którym niewątpliwie przy najbliższych wyborach się pochwali) ale poza kolejnym powodem żeby się pośmiać z burmistrza, nie wynika z tego nic więcej. Ktoś stanowczo powinien burmistrzowi odradzić dalszą promocję w ten sposób. Mieszkańcy nie czują, że żyją w rozwijającej się miejscowości, czują za to, że Brzesko zamienia się w miasto-sypialnię dla położonej po sąsiedzku Bochni.
Zadaniem LOBOS byłoby badać właśnie takie rzeczy. Uważam, że każdy poważny kandydat na burmistrza który wystartuje w tegorocznych wyborach i szanuje swoich wyborców, powinien wpisać powołanie takiego punktu do swojego programu wyborczego, a potem, po wygranych wyborach, konsekwentnie wprowadzić go w życie. Nie ma tak mądrego człowieka na świecie, żeby nie musiał się o nic pytać i radzić. Burmistrz który będzie się pytał i radził mieszkańców, bez wątpienia będzie bardzo mądrym człowiekiem i zasłuży na szacunek i uznanie. Czasy kiedy taka przysłowiowa “Zosia Samosia” robiła sobie wszystko po uważaniu, odchodzą do przeszłości.
—
Michał Waresiak