Jest ugoda z przedsiębiorcą w sprawie zapłaty kary umownej! Kolejny sukces władz gminy, chociaż niektórzy coś tam kręcili nosem. W wyniku ugody gmina dostanie sto tysięcy złotych z tytułu kary umownej za naruszenie przez przedsiębiorcę warunków umowy ustalonych przy zakupie od gminy działki na Pomianowskim Stoku. Przedsiębiorca miał tam wybudować sklep z częściami, a wybudował restaurację McDonald. Zgodnie z umową, powinien więc zapłacić trzysta tysięcy kary umownej, gmina uzyskała stosowny prawomocny wyrok zaopatrzony w klauzulę wykonalności. Przedsiębiorca, nie byłby profesjonalistą jakby przynajmniej nie spróbował czegoś utargować. Złożył więc gminie propozycję zawarcia ugody polegającej (co oczywiste) na rezygnacji przez gminę ze znacznej części należnej jej kwoty. I wtedy przyszła u gospodarzy gminy taka filozoficzna refleksja: przecież pieniądze szczęścia nie dają, po co nam tyle tej mamony?
Gospodarz gminy, przy bardzo aktywnym poparciu niektórych radnych, zasugerował Radzie Miejskiej przychylenie się do propozycji przedsiębiorcy. Podjęta została uchwała o zgodzie na ugodę, ale bez podania kwoty. W tej sytuacji przedsiębiorca sam wyznaczył kwotę którą gminie zapłaci. Wyszło mu, że jak da jedną trzecią z tego co miał dać, to będzie dość.
Przedsiębiorca złożył do sądu wniosek o uchylenie klauzuli wykonalności, co podziałało chyba na radnych dopingująco jeżeli chodzi o szybkość podjęcia decyzji o zaakceptowaniu ugody na jego, czyli przedsiębiorcy, warunkach. Jak wyjaśnił pozostałym radnym, radny Bogusław Babicz: proces może toczyć się latami i nie wiadomo, czy gmina w ostateczności cokolwiek by dostała, bo zapisy dotyczące kary umownej są niejasne i budzą wątpliwości. Lepiej więc wziąć stówkę teraz i sobie ją na coś wydać, niż liczyć na trzy stówki w przyszłości, która nie wiadomo kiedy nastąpi i czy w ogóle nastąpi. No cóż, radnym nie pasowało się sprzeciwiać. W końcu Bogusław Babicz jest prawnikiem i radcą prawnym, więc chyba wie co mówi. Wydaje się co prawda wątpliwe aby po prawomocnym rozstrzygnięciu sprawy, miała się ona ponownie toczyć, i to na dokładkę jeszcze całymi latami, ale różne cuda się dzieją, więc trzeba wierzyć autorytetowi radnego Bogusława Babicza, który bez wątpienia szczegółowo zapoznał się z treścią tej umowy i wie co mówi.
Umowa była pisana jeszcze za burmistrza Musiała. Jeżeli faktycznie zapisy w umowie są niejasne i budzące wątpliwości, to natychmiast przychodzi do głowy podstawowe pytanie: kto redagował tę umowę, gmina czy przedsiębiorca? Kto ze strony gminy ją podpisał? Warto wiedzieć kto złożył podpisy pod spartoloną umową które kosztują gminę Brzesko dwieście tysięcy złotych.
Po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazuje się, że to nie Jan Musiał źle przygotował umowę. Tam nie ma żadnych niejasności, dlatego gmina dostała pozytywny wyrok i klauzulę wykonalności. Cały problem i „niejasne zapisy” dotyczą już zawarcia ugody w sprawie dobrowolnego wyrażenia zgody na zmniejszenie należnej gminie kwoty. Po prostu w uchwale wyrażającej zgodę radni nie podali kwoty na jaką się godzą. Interesujący przypadek. Ciekawe, czy swoimi prywatnymi interesami radni też w ten sposób zawiadują!
Czy którykolwiek wójt lub burmistrz z całego regionu, mając prawomocny wyrok z klauzulą wykonalności, zawarłby ugodę rezygnując z przysługujących samorządowi dwustu tysięcy złotych? Żeby to było jeszcze przed uzyskaniem tego wyroku, a sprawa była wątpliwa, to można by jakoś zrozumieć, ale po uzyskaniu wyroku i nadaniu klauzuli wykonalności?
Nie można mieć pretensji do przedsiębiorcy, że jest po prostu dobrym przedsiębiorcą i skutecznym menadżerem. Tak to już jest, że jak się robi biznes, to się powinno podejmować skuteczne biznesowo decyzje które czasem niosą za sobą ryzyko. Jak to śpiewała Maryla Rodowicz: Bo trzeba mieć nadzieję, że biznes się opłaci, że będzie z niego zysk, a firma nic nie straci. Lecz jeśli nie masz głowy, lub brak ci też talentu, to odpuść interesy, i nie rób w nich zamętu. Jest pewne sztywne prawo. Tak jasne jak to słońce, że jeśli robisz biznes to zrób też i pieniądze.
W tym wypadku ryzyko przedsiębiorcy się opłaciło: działka została kupiona, a zamiast jakiegoś tam marnego sklepu z częściami motoryzacyjnymi, wybudowany został McDonald, który, jak głosi fama, może się poszczycić trzecimi co do wielkości obrotami w Małopolsce. Trzeba było podjąć ryzyko, bo bez tego zastrzeżenia w umowie, działki by się w tym miejscu na McDonalda nie kupiło. Jak jednak widać – opłaciło się. Więc nawet gdyby w ostateczności trzeba było te trzysta tysięcy zapłacić, to i tak w sumie biznes by się opłacił. A tu, co za fart, okazało się, że i trzystu tysięcy zapłacić nie trzeba, wystarczyło dać stówkę i po zawodach. No cóż, jak mawiał nieśmiertelny trener Kazimierz Górski: tak się gra jak przeciwnik pozwala. Z burmistrzem Brzeska można było zagrać szybką piłkę, bo to i taki zawodnik. To tak jakby zespół z ekstraklasy grał z trampkarzami. Można jedynie żałować, że gmina Brzesko nie ma u swoich sterów takiego menadżera jak ten właśnie przedsiębiorca – dbającego tak skutecznie o interesy społeczności na której czele przyszło mu stanąć i nią kierować i z która mu płaci co miesiąc pobory porównywalne z poborami prezydenta Tarnowa.
Kika miesięcy temu strażacy z Poręby Spytkowskiej chcieli od gminy trochę pieniędzy na zakup mundurków dla dziecięcej drużyny pożarniczej. Pieniądze na mundurki dla dzieci z dziecięcej drużyny pożarniczej w Jadownikach się znalazły, więc wydawało się oczywiste, że i dzieci z Poręby Spytkowskiej zostaną potraktowane tak samo. Taki mundurek kosztuje jakieś 90 zł za sztukę. Chodziło więc w sumie najwyżej o jakieś dwa do trzech tysięcy złotych, żeby dać dzieciom mnóstwo radości i zachęcić do treningów w drużynie małych strażaków. Okazało się jednak, że w tej największej w całym powiecie gminie, dysponującej największym budżetem, wygospodarowanie takiej kwoty to zadanie wręcz na pograniczu cudu. Poszukiwania kasy miały trwać do jesieni. To wnerwiło strażaków, więc nie oglądając się na łaskę burmistrza, sami zdobyli środki i dzieci otrzymały mundurki, tak jak było w planie – na początku czerwca. W magistracie się zagotowało. Kierownik biura promocji wydał pełne oburzenia oświadczenie, że prywatni sponsorzy mogą sobie wydawać swoje pieniądze kiedy chcą, ale gmina dysponując środkami publicznymi, musi pilnować każdej złotówki, wszystko musi być zgodnie z prawem, gospodarnością itp. No klękajcie narody wobec tej troski i dbałości o pieniądze podatników! Upłynęło zaledwie kilka miesięcy i mamy pokaz skuteczności w dbaniu o publiczne środki.
Gratulacje dla przedsiębiorcy, jest Pan naprawdę dobry! Świetnie Pan rozpracował drużynę brzeskich trampkarzy ze sprawdzonym kapitanem na czele. Ryszard Petru, kiedy okazało się że Nowoczesna nie otrzyma dotacji ze skarbu państwa, bo nie rozliczyła poprawnie kampanii wyborczej do Sejmu, ogłosił że na potrzeby pokrycia kosztów dalszej walki o zagrożoną demokrację prosi obywateli o datek w wysokości 10 zł. To tylko cena jednaj kawy – przekonywał. Wszyscy chyba pamiętają kapitalny komentarz posła Marka Jakubiaka z Kukiz15. Zapytany przez dziennikarza co o sądzi o apelu Ryszarda Petru, wyjął z kieszeni dwadzieścia złotych i powiedział: masz tu Rychu dwie dychy i spadaj! Marek Jakubiak jest również przedsiębiorcą i ma biznesowe podejście do kierowania sprawami. Potrzebujemy właśnie takiego menadżera w naszej gminie, a ten Sprawdzony Gospodarz niech sobie własny biznes robi i dorabia się milionów.
Gdyby w jakiejś prywatnej firmie, menadżer mając prawomocny wyrok zaopatrzony w klauzulę wykonalności, dobrowolnie odpuścił dwie trzecie zasądzonej mu kwoty, to w pięć minut zostałby przez właściciela firmy pogoniony kijem. Ten właśnie przedsiębiorca, który tak koncertowo rozegrał Grzegorza Wawrykę, gdyby miał takiego menadżera u siebie w firmie, i gdyby ten wykręcił mu taki numer, nie tylko pozbyłby się go tak szybko „jak gotują się szparagi”, ale pewnie jeszcze pozwał do Sądu o jakieś odszkodowanie za poniesione straty. Gdyby to były prywatne środki Grzegorza Wawryki, to też by nie odpuścił nie tylko dwustu tysięcy, ale nawet stu złotych by nie darował. To jednak środki należne gminie, więc stówka w tę dwie stówki w tamtą stronę – nie ma problemu. Ważne żeby się jakoś śmignąć na kolejną kadencję i tak, rok po roku, powolutku w kierunku emerytury dotoczyć. A potem to niech sobie już inni łby pourywają, co z tym bajzlem zrobić.
Jak bardzo celnie zauważył ktoś komentujący w Internecie informacje o tej ugodzie: może to i lepiej, że w Brzesku nie ma strefy przemysłowej. Przy takich władzach, strach pomyśleć co by się z tymi działkami działo.
—
Jan Waresiak
http://brzesko.info.pl