Polski aktor filmowy, teatralny i telewizyjny. Wychowanek Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, gdzie był uczniem w mistrzowskiej klasie Krzysztofa Globisza. Od roku 2012 występuje w krakowskim Teatrze Bagatela, gdzie właśnie odbyła się kolejna premiera spektaklu z udziałem młodego artysty ,,Pomoc domowa”. W 2010 r. wcielił się w rolę Marka Kulińskiego w filmie pełnometrażowym ”Mała matura 1947”, a w 2014 dołączył do obsady filmu Jana Komasy ”Miasto 44. Na małym ekranie możemy go oglądać w serialu ,,M jak miłość”, gdzie od dwóch lat wciela się w postać Olka, porzuconego przed laty syna Aleksandry ( Małgorzata Pieczyńska ) i Grzegorza (Wojciech Majchrzak) – rozmowa z Maurycym Popielem.
Elżbieta Solak: Pochodzisz z rodziny aktorskiej. Już jako mały chłopiec czułeś, że nie możesz wybrać innej drogi?
Maurycy Popiel: Byłem dosyć energicznym dzieckiem, więc zawsze mówili, że pewnie będę aktorem. Co więcej moja Mama (Lidia Bogaczówna – przyp. aut.) często kiedy w spektaklu potrzebne były dzieci, zgłaszała się chętnie, proponując udział swoich. W liceum jednak pomyślałem przez chwilę, że na przekór nie zostanę aktorem. Na szczęście ta myśl krótko krążyła w mojej głowie.
E.S.: A gdybyś jednak poszedł inną drogą?
M.P.: Zawsze chciałem śpiewać. Niemniej jednak aktorstwo i śpiew są ze sobą połączone. Miałem taki okres, kiedy ćwiczyłam tak dużo, że Mama w końcu zapisała mnie do chóru, do Filharmonii Krakowskiej. To było fajne doświadczenie, ponieważ często bywałem na scenie. Mogłem oswoić się z publicznością.
E.S.: Nowe doświadczenie. Lubisz wyzwania?
M.P.: Zawsze fajnie jest tam, gdzie jest nam wygodnie. Praca, która wymaga ode mnie znajomości tekstu, który powtarzam przez kilka miesięcy, kilka dni w tygodniu daje poczucie bezpieczeństwa. Aktorstwo z jednej strony jest profesją. Można się go nauczyć i jest techniczne, ale z drugiej strony jest też jakimś wydarzeniem, które dzieje się na scenie. Tu i teraz. Dlatego właśnie dobrze jest pozostawiać sobie pewną dozę niepewności, żeby nie móc przewidzieć co wydarzy się podczas spektaklu. Jeśli wiesz co stanie się na scenie to, to już nie jest do końca prawdziwe.
E.S.: Masz przestrzeń na ,,niepewność” nawet jeśli spektakl grany jest po raz 592?
M.P.: Oczywiście. Nigdy nie masz pewności co się wydarzy. Masz świadomość, że kolega powie swoją kwestię, ale nie możesz tego wiedzieć. To wszystko psuje. Mój znajomy celowo nie powtarza tekstu przed spektaklem. Na zasadzie ,,a może zapomnę i zobaczymy co się stanie”. Mój prof. Krzysztof Globisz w szkole teatralnej zawsze namawiał mnie, żeby uciekać od wygody na scenie.
E.S.: Oglądasz czasami ,,samego siebie” ? Analizujesz zagraną rolę?
M.P.: Nie mogę się przemóc. Moje ego za bardzo cierpi. Wiem, że to już nakręcono, że ludzie to zobaczyli, a ja już tego nie poprawię. W teatrze z kolei jest to bardzo przydatne. Można nagrać próbę generalną, zobaczyć co można zmienić. W serialu nagra się coś raz i więcej nie trzeba. W teatrze, gdzie spektakl gra się kilkadziesiąt razy to może być bardzo pomocne. W ogóle dobrze jest znać samego siebie będąc aktorem. Aktor podobnie jak muzyk gra na instrumencie. W tym przypadku instrumentem jest ciało, więc muszę znać go możliwie najlepiej.
E.S.: Na IV roku studiów na wydziale aktorskim PWST w Krakowie dostałeś etat w teatrze Bagatela, na casting do serialu ,,M jak miłość” też nie musiałeś iść. Propozycja przyszła sama. Masz poczucie, że masz sporo szczęścia?
M.P.: Mam trochę takie poczucie, ale zaczyna mi ono nieco przeszkadzać. Czasami zazdroszczę osobom, które same wymyśliły sobie aktorstwo, bo wiem jak cenią sobie swój zawód i jak są zdeterminowani. Zmagają się z przeciwnościami, a mimo to dążą do celu. Po prostu im łatwiej coś, komuś przychodzi, tym mniej się to docenia.
E.S.: Po roli w głośnym filmie ,,Miasto 44” pisano, że jesteś nadzieją polskiego kina.
M.P.: Chciałbym być nadzieją polskiego kina, chciałbym często pojawiać się w dużych produkcjach. Jeżeli jestem czyjąkolwiek nadzieję to nie chciałbym jej zawieść.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. www.m-jak-milosc.blog.pl