W środku Europy, w świecie określanym jako globalna wioska, gdzie nic się nie ukryje i gdzie można nawet ze środka puszczy połączyć się przy pomocy Internetu z drugim końcem planety, gdzie wręcz nie można sie skryć przez nachalnymi urzędami i różnymi urzędami które chcą wiedzieć o człowieku wszystko, nie ma możliwości poradzić sobie z dzikimi zwierzętami, które stały się prawdziwą plagą. Dziki, sarny, lisy chodzą w biały dzień po drogach i pomiędzy ludzkimi zabudowaniami. W niektórych miejscowościach ludzie po prostu boją się o bezpieczeństwo dzieci, a wieczorami nie wychodzą na drogi. To nie jest klęska żywiołowa, jako powódź czy huragan, to plaga powstała przez wieloletnie zaniedbania i – co tu się oszukiwać – przez brak elementarnej odpowiedzialności osób których obowiązkiem jest prowadzenie właściwej gospodarki łowieckiej.
Władze gmin nie posiadają, co prawda, zbyt wielu instrumentów nacisku na myśliwych, nie można jednak przyjąć że są całkowicie bezradne. Dowiaduję się, że właściwie wychodzi na to, że nie można myśliwym nie zaakceptować przedstawianych przez Koła łowieckie planów corocznych odstrzałów i zobowiązać do ich zwiększenia tak, aby realnie odpowiadały na występujące potrzeby w tym zakresie i służyły prawidłowemu prowadzeniu gospodarki łowieckiej, do czego myśliwych zobowiązuje ustawa. Nie można tego zrobić, bo „i tak tyle nie odstrzelą” a jeszcze się obrażą i „całkowicie wyprowadzą i dopiero wtedy będzie problem”. No chyba nie do końca tak jest. Myśliwi mają swoje ustawowe obowiązki i warto im przypominać o tym. Jak się prezentuje takie bojaźliwe stanowisko, to nic dziwnego że myśliwi robią co chcą, a za wszystko płacą obywatele którzy i tak wykazują niewiarygodna wręcz cierpliwość.
Gdziekolwiek by się nie zwrócić, wszyscy przedstawiają całe segregatory pism żeby się wykazać co też zrobili. Niewątpliwie urzędnicy poświecili na tę korespondencję nie jedną dniówkę, ale skuteczność tej korespondencji jest żadna, bo dziki jak niszczyły wszystko tak dalej niszczą i całkiem dobrze się mają, a nawet z roku na rok zwiększają swoja populację w stopniu wręcz oszałamiającym.
Myśliwi tłumaczą że mają problemy ze sprzedażą odstrzelonej dziczyzny i wynajdują dziesiątki innych problemów które uniemożliwiają im wywiązywanie się z ich ustawowego obowiązku. Prawda jest jednak taka, że to koła łowieckie mają prawem zagwarantowaną wyłączność na organizowanie polowań i związany z tym obowiązek prowadzenia prawidłowej gospodarki łowieckiej. Nie jest prawidłową gospodarką łowiecką doprowadzenie do sytuacji, gdzie dzikie zwierzęta osiągnęły rozmiary niebezpiecznej plagi i nie tylko powodują ogromne straty materialne, ale wręcz zagrażają bezpieczeństwu ludzi. Zwykły obywatel jest zupełnie bezradny, ponieważ gdyby sam zapolował na dzika który mu rujnuje pole, zostałby kłusownikiem czyli przestępcą bardzo szybciutko wyłapanym, opisanym w gazetach i zaprowadzonym przed sąd. Być może faktycznie koła łowieckie borykają się z problemami których same rozwiązać nie potrafią. Zakładam że tym problemem nie jest zniewieściały charakter myśliwych którym po prostu nie chce się polować. W takiej sytuacji należy nawiązać ścisłą współprace z samorządami i ustalić na czym konkretnie polega problem i jak można temu zaradzić. Kto i jakiej pomocy może udzielić kołom łowieckim. W tej sprawie wszyscy jesteśmy po jednej stronie. Zarówno władza, jak i myśliwi a tak także mieszkańcy których Polam są rujnowane powinniśmy się zastanowić jakie działania można skutecznie podjąć aby problemowi zaradzić.
Okres ochronny na lochy już trwa. Od marca zacznie sie okres ochronny na warchlaki i odyńce. Tak więc czeka nas znowu pół roku beznadziejnej walki, czuwania po nocach, straszenia dzików petardami tylko po to, żeby w jesieni zaliczyć kolejny rok z rzędu spektakularną klęskę – wszystko zostanie kompletnie zniszczone.
Nie jest tak żeby się nic nie dało zrobić, bo to nie jest, jak już to było powiedziane, klęska żywiołowa na którą nie ma się wpływu. Istnieją środki techniczne, aby skutecznie zredukować zbyt dużą liczbę dzikich zwierząt. Jeżeli się tego nie robi, to albo właściwe instytucje nie wiedzą jak się do tego zabrać czyli są niekompetentne, albo zwyczajnie nie chcą, a więc świadomie działają na szkodę obywateli.
Obywatele nie mają jednak obowiązku cierpliwie znosić niekompetencji czy też nieodpowiedzialności władz. Nie mają też obowiązku co roku ponosić ogromnych strat z tego powodu. Nie każdy ma możliwość czy też wiedzę aby skutecznie dochodzić swoich strat. Aby więc zdopingować kogo trzeba do twórczych przemyśleń (i działań), zostanie zorganizowana pomoc prawna w dochodzeniu odszkodowań, jak również wystosowane stosowne wnioski do samorządów gminnych o ulgi w podatkach od nieruchomości rolnych. Gmina powinna stać zawsze po stronie swoich mieszkańców i pomagać im w rozwiązywaniu problemów z którymi nie mogą sobie poradzić. Nowo wybrani radni powinni o tym pamiętać.
—
Jan Waresiak