Chciałbym podzielić się moimi przeżyciami z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z Tarnowa na Kozieniec. Na EDK byłem już 2 razy, w tym roku to była moja trzecia Droga Krzyżowa Ekstremalna. Na początku chciałbym zwrócić uwagę, że EDK to nie jest zwykłe wydarzenie, jest to możliwość sprawdzenia swoich sił, sprawdzenia siebie na długim dystansie bo prawie 50 km było do przejścia, ale i tak najważniejszym jest doświadczenie bólu i cierpienia, gdy brakuje sił, a zostało jeszcze dużo drogi. Ja wraz z moimi znajomymi: Andrzejem Pachutem, Joanną Bober, Katarzyną Kornaś, Danielem Rybą, Maciejem Kurkiem, Piotrem Suchankiem i Patrykiem Mędrkiem zmagaliśmy się z trudnościami Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z Tarnowa przez Szczepanowice, Janowice, Zakliczyn na Kozieniec ( trasa 46 km). Nie jest to łatwa trasa, przeciwnie jest tak ułożona, żeby można było doświadczyć swojej bezradności gdy zaczyna brakować sił, a w dodatku jesteśmy zdani tylko na siebie i z ewentualnymi problemami musimy poradzić sobie sami. Obowiązuje reguła MILCZENIA która jest też trudnością EDK ale też i łaską do jeszcze głębszego osobistego rozważania Męki Pańskiej.
EDK rozpoczęliśmy Mszą Świętą o godzinie 21:00 w kościele pw. Św. Rodziny w Tarnowie. Na trasę ruszyliśmy przed godziną 22:00. Początkowo każdy bez najmniejszych problemów pokonywał kilometry. Niestety pogoda krótko po rozpoczęciu drogi zaczęła nam nie sprzyjać. Zaczęło bardzo mocno padać i wiał przeraźliwie zimny wiatr. Oczywiście wiedzieliśmy że mogą wystąpić nieprzyjazne warunki atmosferyczne, więc każdy zorganizował sobie płaszcz przeciw deszczowy, ale płaszcz nie ochroni człowieka przed zmoknięciem w 100%. Krótko po rozpoczęciu drogi spodnie i buty były przemoczone co sprzyjało tworzeniu się odparzeń i przysłowiowych „zdymek”. Ale mimo trudności szliśmy dalej i dalej. Mieliśmy bardzo dobre – według mnie – tempo, bo po kilku godzinach dotarliśmy do Zakliczyna, ponad połowa trasy była już za nami, ale ból nóg wzmagał się coraz bardziej. Od Zakliczyna w stronę Czchowa zaczęły się przysłowiowe „schody” albo też „ droga przez mękę” bo każdy, ale to naprawdę każdy krok zaczął wymagać od organizmu dużego wysiłku. Oprócz bólu fizycznego, można było odczuć osamotnienie w czasie tej drogi, bo nie można było rozmawiać – REGUŁA MILCZENIA -, każdy z nas był zdany na siebie, na swoje możliwości i siły. Ale szliśmy dalej, mimo bólu nóg. Po długim czasie doszliśmy do Drużkowa – to już nasza parafia !!! – to była radość że znajdujemy się w zasięgu Sanktuarium Jezusa Miłosiernego z Kozieńca. Ktoś może pomyśleć że to przesada tak się cieszyć, ale gdy sił już brakuje, nogi odmawiają posłuszeństwa to naprawdę jest powód do radości być już w parafii gdzie znajduje się nasz cel. Oczywiście wyjście na Kozieniec było mordercze, dosłownie ostatkiem sił dotarło się do celu. Ale gdy cel zostaje osiągnięty to nie patrzy się na cierpienie i ból tylko na to że się udało dojść. Człowieka wypełnia ogromna radość wewnętrzna i duma z pokonania trasy. Uważam że Ekstremalna Droga Krzyżowa jest świetną inicjatywą przygotowującą do jeszcze głębszego przeżycia wydarzeń Wielkiego Tygodnia, gdzie wspominamy najważniejsze wydarzenia dokonane dla naszego zbawienia. To była moja 3 Ekstremalna Droga Krzyżowa i mimo ogromnego bólu na pewno wezmę udział w kolejnych edycjach tego wydarzenia, z resztą nie tylko ja mam takie przekonanie, bo moi współtowarzysze też już nie mogą doczekać się kolejnej EDK. Jeszcze tak na koniec, w obecnym czasie tak dużo atakuje się Kościół, że młodzież ucieka od Kościoła, ale ci co tak myślą mylą się, bo w EDK bardzo dużo wzięło udziału właśnie młodzieży.
Powtarzając motto Ekstremalnej Drogi Krzyżowej – „Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie” – chciałbym już dzisiaj zaprosić wszystkich czytających do wzięcia udziału w kolejnej edycji w następnym roku, w piątek przed Niedzielą Palmową.
Uczestnik EDK – Krzysztof Orłowicz