W tym miesiącu mija kolejna rocznica bardzo ważnego wydarzenia. To trzydziesta rocznica historycznego I Zjazdu Solidarności w Gdańsku. Jak zapamiętał pan to wydarzenie?
Początek tamtego roku przyniósł przekształcenie wszystkich komisji założycielskich, które miały za zadanie przygotowanie w pełni demokratycznych wyborów czyli takich, podczas których nazwiska kandydatów padają z sali i jest ich nieograniczona liczba. Głosowanie odbywa się drogą tajną, tak aby nie było żadnych nacisków na kogokolwiek. To było dla nas pierwsze w życiu tego typu doświadczenie. Nikt z nas nie brał wcześniej udziału w wolnych wyborach. Zatem z początkiem roku MKZ – ty przestały działać. Związek przyjął nazwę Solidarność. Myślę, że w dużym stopniu nazwa wzięła się z homilii Ojca Świętego Jana Pawła II, który mówił w nich bardzo dużo o międzyludzkiej solidarności. W zakładach pracy powstały Komisje Zakładowe. Ich przewodniczący byli wybierani już w tajnych i demokratycznych wyborach. Jeśli związek liczył już tysiąc członków, to mógł wystawić swojego przedstawiciela do Okręgu nr. 12, który obejmował zasięgiem Brzesko i Bochnię, a dopiero tam wybrano delegatów na Walny Zjazd Delegatów Regionu Małopolska. Odbył się on w Tarnowie. Znalazłem się wśród delegatów na tym zjeździe, a tam wybrano mnie na członka Zarządu Regionu Małopolska. Przewodniczącym regionu został Wacław Sikora. Później sprawy potoczyły się w ten sposób, że wybrano mnie również delegatem na I Krajowy Zjazd Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. Początkowo niezbyt cieszyłem się z tego powodu, ponieważ uważałem, że bardziej jestem potrzebny tutaj na miejscu. Mieliśmy wówczas mnóstwo roboty w tworzeniu struktur związkowych. To był ogrom pracy do wykonania. Myślałem, że tam w Gdańsku nie będzie się działo nic ciekawego i będzie nudno. Na szczęście moja niechęć nie była aż tak wielka i pojechałem na ten zjazd. Byłoby wielkim błędem tam nie być. To było wielkie przeżycie.
Co zmieniło pańskie podejście do tego zjazdu?
Przede wszystkim podczas tego zjazdu również mieliśmy bardzo wiele pracy do wykonania. Musieliśmy między innymi opracować status związku i jego strategię działania. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak dobrze zostaniemy przyjęci w Gdańsku przez mieszkańców. Dla nas to miasto i ci robotnicy ze stoczni to byli prawdziwi bohaterowie. Stanowili dla nas autorytet. Po raz pierwszy w historii protestów robotnicy nie wyszli na ulice, tylko zastrajkowali w zakładach pracy. To spowodowało, że władza nie dała rady rozbić tych protestów. Dzięki temu osiągnięto sukces i podpisano porozumienie. Kiedy jako delegaci, znaleźliśmy się już na miejscu, witano nas bardzo serdecznie. Miałem taką wzruszającą sytuację, kiedy wszedłem do sklepu i ustawiłem się w kolejce, jedna z kobiet, która zauważyła wpięty w ubranie znaczek I Zjazdu Solidarności, zwróciła się do innych klientów, aby mnie przepuścili. Podziękowałem i powiedziałem, że stanę w kolejce tak jak inni, ale ona wtedy zwróciła się do mnie bardzo miło i powiedziała, że my delegaci na ten zjazd jesteśmy dla nich jak pierwsi posłowie reprezentujący naród. Wybrano nas w demokratycznych wyborach, abyśmy reprezentowali 10 milionów obywatel należących do i popierających Solidarność. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie.
Władze oczywiście nie były obojętne wobec całego wydarzenia?
Ależ naturalnie! Jeszcze za nim rozpoczęły się obrady w telewizji ogłoszono, że w krajach wokół Polski, a więc w NRD, Czechosłowacji i przygranicznych z Polską częściach ZSRR trwają manewry wojsk Układu Warszawskiego. Miało to stanowić jakąś formę nacisku na nas. Już po rozpoczęciu obrad nasz przedstawiciel Janusz Onyszkiewicz, który kontaktował się z prasą i telewizją oraz informował delegatów o tym jak reagują media na to co dzieje się w hali Oliwii przyniósł wiadomość, że do Zatoki Gdańskiej wpłynęły okręty wojenne floty radzieckiej. Takie między innymi wyglądały próby wpłynięcia na nasze decyzje. Codziennie rano gdy przyjeżdżaliśmy na obrady witały nas patrole milicyjne ZOMO – wców. Uzbrojeni po zęby w kamizelkach, z tarczami i z pałami milicyjnymi jeździli po placu przed halą w gazikach po czterech w jednym. Siedzieli nieruchomo i mieli kamienne twarze. Każdy z nich to kawał chłopa. Robiło to wrażenie. Towarzyszył im przeciągły gwizd zgromadzonych przed halą mieszkańców.
Jak wyglądały obrady zjazdu?
Każdy dzień rozpoczynał się mszą, którą w pierwszy dzień poprowadził biskup gdański. A w kolejne była odprawiana przez księdza profesora Józefa Tischnera, który został kapelanem zjazdu. Wspaniały ksiądz. Wygłaszane przez niego homilie pobudzały nas do głębokich przemyśleń. Słuchaliśmy go z wielką uwagą. Jeszcze w pierwszy dzień musieliśmy wybrać prezydium zjazdu i przewodniczącego obrad, którym został Tadeusz Syryjczyk. Później ukonstytuowaliśmy komisje. Ja zostałem wybrany do komisji mandatowej. Każdy z delegatów otrzymał zadanie do wykonania. Pamiętam, że na początku zjazdu skierowaliśmy przesłanie do robotników krajów socjalistycznych, w którym tłumaczyliśmy czym jest NSZZ Solidarność. Mówiliśmy o tym, że nie jesteśmy niczyim wrogiem i nie chcemy niczego burzyć, a chodzi nam jedynie o wolność słowa. Chcemy wolnych i niezależnych związków zawodowych i respektowania praw pracowniczych. Przesłanie to odbiło się mocnym echem wśród robotników w innych krajach, ale nie tylko, bo na przykład władze ZSRR uznały to za ingerencję w ich sprawy wewnętrzne. O tym informował nas Janusz Onyszkiewicz.
Czy praca, którą podjęliście w komisjach przebiegała łatwo i sprawnie?
Nie do końca, ponieważ jak się okazało szło to dość opornie. Cały czas padało mnóstwo wniosków formalnych, które uniemożliwiały sprawną pracę. Dotyczyły na przykład przecinków w zdaniu. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że wśród nas są ludzie, którzy chcą storpedować obrady. Typowe wtyczki. Podjęliśmy decyzje, które usprawniły prace i od tej pory wszystko ruszyło do przodu.
Czy oprócz ciężkiej i mozolnej pracy były też jakieś miłe chwile podczas tego zjazdu?
W trakcie trwania obrad artyści, satyrycy i piosenkarze zorganizowali dla nas specjalne przedstawienie, które odbyło się w Operze Leśnej w Sopocie. Bardzo duże wrażenie i wiele uśmiechu wywołały wśród zgromadzonych występy Jacka Federowicza i Janka Pietrzaka. Pięknie śpiewał również Piotr Szczepanik. Było to niezwykłe oderwanie się od codzienności zjazdu. Drugim takim miłym zdarzeniem był przyjazd do Gdańska na zjazd delegacji Solidarności Rolników Indywidualnych, którzy wraz ze swoim przewodniczącym przywieźli oprócz poparcia dla naszej związkowej pracy także kosze pełne smakołyków. Był to swoistego rodzaju rewanż za poparcie rolników podczas porozumień podpisywanych przez nich w Ustrzykach.
W jaki sposób zorganizowano przepływ informacji podczas zjazdu?
Jak już wcześniej mówiłem delegaci o tym co dzieje się w kraju i jakie są reakcje na nasze decyzje byli informowani przez rzecznika zjazdu, którym był Janusz Onyszkiewicz. On także przekazywał informacje dziennikarzom krajowym i zagranicznym, którzy w tym czasie przyjechali do Gdańska. Bardzo ważną rzeczą było wtedy to, że Solidarność miała przewagę informacyjną nad telewizją, radiem i prasą rządową, ponieważ nie mieliśmy nic do ukrycia. Oni każdą wiadomość musieli najpierw odpowiednio opracować i ocenzurować, a dopiero później trafiała do gazety czy dziennika informacyjnego. My opracowywaliśmy szybko notkę informacyjną o tym co dzieje się podczas zjazdu i co uzgodniliśmy, a następnie teleksem wysyłaliśmy do regionów i zakładów pracy. Tam szybko trafiała na tablicę informacyjną związku i była czytana przez tłumy. W ten sposób zakłamana informacja w mediach rządowych nie miała szans na przebicie się. Nikt im już nie wierzył.
Tak wyglądała pierwsza część zjazdu. Druga tura odbyła się pod koniec września 1981 roku. Co działo się wówczas?
Najważniejszym zadaniem podczas II tury był wybór Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, zarządu związku i wybór przewodniczącego. Wówczas między innymi zastępcą przewodniczącego został wybrany Lech Kaczyński, który był jednym z delegatów. Na zjeździe przebywał także drugi z braci Jarosław, który pracował jako ekspert związkowy. W wyborach na przewodniczącego padły cztery kandydatury: Lecha Wałęsy co było naturalnie zrozumiałe, Andrzeja Gwiazdy, Mariana Jurczyka, który był przywódcą strajków w Szczecinie i Jasia Rulewskiego. Kandydatury Gwiazdy i Rulewskiego odpadły w pierwszej turze. Konieczność przeprowadzenia dodatkowego głosowania było sporym zaskoczeniem, ponieważ wszyscy uważali, że II tury nie będzie. Myśleliśmy, że Wałęsa wygra w cuglach. Taki urok demokracji. Wałęsa wygrał w drugiej turze, ale niewielką ilością głosów. Tak zakończył się I Zjazd Solidarności, a później czekała nas ciężka praca w regionie i pogarszające się jej warunki, bo władze coraz bardziej pokazywały, że nie będą tolerować tej sytuacji.
Ale to już jest opowieść na dalszą część naszej rozmowy, której ciąg dalszy nastąpi za miesiąc. Dziękuję za rozmowę.
Ze Zbigniewem Dulembą rozmawiał Tomasz Pajor
—
Podobne artykuły
„%RELATEDPOSTS%”