10 kwietnia 2010 r. to dzień, w którym wraz z samorządowcami brzeskimi postanowiłem w symboliczny sposób uczcić 70. rocznicę mordu katyńskiego. Z dzieciństwa pamiętałem, jak mój ojciec zabierał mnie na cmentarz w Szczepanowie, gdzie pochowani są moi dziadkowie. Przy okazji jednej z takich wizyt ojciec pokazał mi symboliczny grób oraz tablicę na rodzinnym grobowcu porucznika Leopolda Stępaka z Wokowic, który zginął w Katyniu.
Po latach, gdy zbliżała się 70. rocznica mordu katyńskiego, postanowiłem, że uczczę ten dzień w moich rodzinnych stronach, oddając hołd zamordowanym, którzy pochodzili z moich rodzinnych stron. Z domu wyjechałem około 8.30 i pojechałem do kwiaciarni odebrać zamówioną wiązankę okolicznościową. Podjeżdżając pod budynek, w którym ma siedzibę moje biuro poselskie dostałem sms-a z klubu PiS z informacją, że podczas lądowania nastąpiła awaria w samolocie z delegacją prezydencką w Smoleńsku. Wszedłem więc do biura, włączyłem komputer i zobaczyłem pierwsze informacje, że samolot prezydencki rozbił się podczas podejścia do lądowania. Wróciłem do samochodu i pojechałem do Szczepanowa, nieprzerwanie słuchając radiowego serwisu specjalnego. Gdy dojeżdżałem do cmentarza, około 9-tej, po raz pierwszy usłyszałem, że najprawdopodobniej nikt z pasażerów katastrofy nie przeżył.
Wszedłem na cmentarz, w milczeniu wraz ze starostą Ryszardem Ożógiem, wicestarostą Stanisławem Pacurą, przewodniczącym Rady Powiatu Sławomirem Paterem i radnym Rady Miejskiej Adamem Kwaśniakiem złożyłem kwiaty i zapaliłem znicze, a następnie pośpiesznie udałem się do samochodu. Podczas drogi do domu w głowie kołatało mi się tylko jedno pytanie: kto z kolegów i koleżanek poleciał z parą prezydencką do Smoleńska? Wszedłem do domu, gdzie przed telewizorem w osłupieniu siedziała moja żona z córkami. Gdy zobaczyłem ich twarze i przewijające się na ekranie telewizora obrazy roztrzaskanego samolotu zapytałem tylko, czy podano listę pasażerów. Żadna z córek nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo na ekranie telewizora prezenterka zaczęła odczytywać listę 96 pasażerów, którzy zginęli, a na niej nazwiska prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Pierwszej Damy Marii Kaczyńskiej, prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i innych ważnych postaci polskiej sceny politycznej, w tym także moich klubowych koleżanek i kolegów: Aleksandry Natalii-Świat, Grażyny Gęsickiej, Przemysława Gosiewskiego, Krzysztofa Putry, Stanisława Zająca, Zbigniewa Wassermanna.
Ogrom tragedii wprawił mnie w osłupienie, jednak po chwili uświadomiłem sobie, że to jest moment, kiedy muszę być w Warszawie. Spakowałem kilka rzeczy do walizki i po godzinie siedziałem już w pociągu jadącym do Warszawy. Przez całą drogę nie wypuszczałem telefonu z ręki, cały czas spływały do mnie nowe informacje. Gdy dotarłem do hotelu poselskiego, natychmiast udałem się do klubu PiS, gdzie część kolegów i koleżanek zdążyła się już pojawić. Choć wszyscy byliśmy w ogromnym szoku, staraliśmy się szybko działać – do późnych godzin nocnych telefonicznie informowaliśmy wszystkich parlamentarzystów o potrzebie przyjazdu do Warszawy. W myślach jednak każdy z nas miał ofiary tego tragicznego lotu. Nie tylko te związane z PiS-em i z Kancelarią Prezydenta, ale także z innymi klubami…
Następnego dnia rano już wiedzieliśmy, że ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego przyleci do kraju około godziny 15.00. Rano wrócili do Warszawy także parlamentarzyści, którzy pojechali na obchody rocznicowe do Katynia pociągiem. W kaplicy sejmowej za ofiary katastrofy odprawiona została msza św. Popołudniu autokarami spod Sejmu zostaliśmy przewiezieni na lotnisko, gdzie czekaliśmy na przylot samolotu z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ceremonia powitania pozostanie w mej pamięci na zawsze. Druga w tym dniu chwila przejmująca w swej wymowie to wprowadzenie trumny ś.p. Lecha Kaczyńskiego do kaplicy w Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. My, parlamentarzyści klubu PiS, pojechaliśmy bezpośrednio do Pałacu, aby oczekiwać przed kaplicą na kondukt z ciałem prezydenta. Złożeniu trumny prezydenta w kaplicy oraz bardzo intymnej chwili czuwania i modlitwy towarzyszyły ogromne emocje, o których trudno zapomnieć, jednak bardzo trudno mówić. Mszę Św. odprawiał kapelan Prezydenta ks. mjr Mateusz Hebda z Brzeska więc było nas dwóch…
Równie boleśnie wspominam momenty powitań trumien pozostałych ofiar na wojskowym lotnisku. Byłem obecny podczas powitań wszystkich, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. W ostatniej grupie trumien, które przyleciały do Polski, uczestniczyłem w powitaniu ciała kolegi z naszego okręgu wyborczego – Wiesława Wody. Każdy moment na lotnisku, gdy patrzyłem na trumny i pogrążonych w rozpaczy bliskich odciskał w moim sercu mocny ślad. Tak też było podczas uroczystości pogrzebowych, w których uczestniczyłem. Wszyscy razem i każdy z osobna byli mi bliscy, bo byli rodakami udającymi się do Katynia by oddać hołd w 70. rocznicę pomordowanym Polakom. Wobec tej śmierci wszyscy byli równi, bez względu na poglądy, wyznanie czy pełnioną funkcję.
—
Edward Czesak