Don't Miss
Home » Felietony » Życie to sztuka

Życie to sztuka

Bo sztuką jest dobrze je sobie poukładać, pozytywnie zapisać się w pamięci ludzi, których na swej drodze spotkamy, a już naprawdę „wysokich lotów” sztuką jest kochać. Między innymi i takie refleksje nasuwają się po filmie Marii Sadowskiej Sztuka kochania. To biograficzny film o Michalinie Wisłockiej, kobiecie i lekarce, która pierwsza w (jeszcze głęboko PRL-owskiej) Polsce przełamała tabu cielesnej miłości, pisząc książkę pod tym samym tytułem. Perypetie związane z uzyskaniem przez Wisłocką zgody na publikację swego, rewolucyjnego jak na owe czasy podręcznika dobrego seksu, to główny temat Sztuki kochania, lecz nie jedyny. Życiorys Michaliny Wisłockiej – choć nie całkiem dokładnie w filmie przedstawiony – jest sam w sobie na tyle ciekawy i zaskakujący, że doskonale uzupełnia i nierozerwalnie splata się z wątkiem dotyczącym jej książki. Potwierdza to, gdy zapytana pod koniec filmu czy w jakiś sposób oparła swą książkę na własnych doświadczeniach, odpowiada: „przecież ślepy kolorów nie namaluje”. Postać lekarki jest wielowymiarowa, taka była w życiu i tak przedstawia ją film. Dodać trzeba, że bardzo dobrze przedstawia, bo i bardzo sprawnie warsztatowo jest on zrobiony. To ciekawy, poprawnie zrealizowany dramat opowiadający o tym, że w życiu nie zawsze tak jest jak to sobie wymyślimy, że czasem wymyka się nam ono spod kontroli, że potrzeba wiele wysiłku żeby sprawić by toczyło się ono tak jak my  tego chcemy. Mimo, iż Sztuka kochania jest niewątpliwie dramatem, to jednak nie brak w niej momentów komicznych, a czasem wręcz komediowych, przyjmowanych przez (szczególnie starszych wiekiem) widzów z uśmiechem, a chyba nawet pewną nostalgią. Bo przecież w latach siedemdziesiątych, gdy książka Michaliny Wisłockiej – po teraz już nam znanych trudnościach z jej wydaniem – ukazała się na rynku, była naprawdę ciężkim do zdobycia rarytasem. Film Sztuka kochania, jak na razie, zapełnia sale kinowe, a oglądają go starzy i młodzi. Ci starsi pragną zapewne przypomnieć sobie czasy gdy z wypiekami na twarzy czytało się książkową Sztukę kochania oraz bliżej poznać osobę, która takie – jak na tamte czasy – rewelacje publicznie ogłosiła, ci młodsi być może z ciekawości poszli na ten film, może szukają swoistej sensacji („momenty” w filmie są, ale wcale nie jest ich dużo i nie takie znów ostre), a może swoistej recepty na życie. Może po filmie sięgną po książkę Wisłockiej? Bo nie ulega wątpliwości, że jest ona aktualna także w dzisiejszych czasach, a nauki i rady w niej zawarte, teraz być może jeszcze bardziej są potrzebne  i przydatne. Warto ten film obejrzeć.

TTKW

fot. filmweb.pl