Don't Miss
Home » Religia » Albo religia albo kij

Albo religia albo kij

Wielka Brytania przeciera oczy ze zdumienia. Tysiące zagubionych młodych ludzi, którzy uważają że mają same prawa i żadnych obowiązków  wzięło udział w Londynie, Liverpoolu, Bristolu i Manchesterze w zamieszkach o niespotykanej sile agresji. Brutalna przemoc, podpalenia, rabunki, pobicia a nawet zabójstwa zupełnie niewinnych ludzi. Oto wielokulturowe społeczeństwo mozolnie budowane przez kilkadziesiąt lat przez różnego rodzaju demagogów z pod znaku słynnych dzieci kwiatów, którzy dzisiaj stanowią polityczny establishment, zaczęło się walić.
Przed rokiem podobnego doświadczenia zaznała Francja. Mieszkańcy są zszokowani. Co się stało? Przecież taka fala agresji i destrukcji to może mieć miejsce gdzieś indziej. No zupełnie gdzie indziej, gdzieś daleko. Obserwuje się to w telewizji jako newsy z odległych krajów. Ale żeby tak u nas, tak za oknem domy zaraz podpalać, rabować sklepy, zabijać ludzi!
No cóż Wielka Brytania od lat dzierży niekwestionowaną palmę pierwszeństwa w tzw. poprawności politycznej. Poprawność polityczna, to taki eufemizm ukuty dla określenia zwykłego moralnego tchórzostwa przedstawicieli tzw. klasy politycznej. Coś w rodzaju atrakcyjnego opakowania dla ludzi pozbawionych kręgosłupa. Współczesny robiący w polityce bezkręgowiec czuje się lepiej jak się go określi jako poprawnego politycznie. To brzmi bardziej mądrze i ładniej niż określenie tchórz.
Tak się złożyło, że Wielka Brytania, która kiedyś dokonała niezwykłego wyczynu tworząc światowe imperium nad którym nigdy nie zachodziło słońce, postanowiła po raz kolejny zadziwić świat, i równie efektownie zniknąć z dziejów tworząc na swojej wyspie społeczeństwo multi kulti,  oparte o zasady jakie można wymyślić chyba wyłącznie w kręgu rezydentów domu bez klamek. Jak człowiek wierzy w siebie, to cała reszta to betka. Nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać. Wystarczy tylko głośno wrzeszczeć że tak ma być, bo jak nie to dyskryminacja, wykluczenie no i oczywiście fobia (jakaś tam). Moralni tchórze określani dla pociechy poprawnymi politycznie, bez protestu wszystko przyklepią. Pomysły  budzące zażenowanie u każdego zdrowo myślącego człowieka są utrwalane przy pomocy systemu prawnego. W Wielkiej Brytanii rządowe instrukcje zakazują używać w szpitalach dla dzieci słowa mama i tata, bo jakiś bezobciachowy aktywista wymyślił, że może to urazić  homoseksualnych rodziców. Należy używać określenia rodzic albo opiekun. Noszenie na szyi krzyża staje się powodem do zwolnienia z pracy. Zakaz śpiewania kolęd i wystawiania szopek bożonarodzeniowych, żeby nie urazić muzułmanów. Co by tu jeszcze głupiego wymyślić panowie, co by tu wymyślić. Czym by tu zaskoczyć, jak już prawie wszystko co głupie zostało wprowadzone. Sami muzułmanie śmieją się z tego wyścigu. Śmieją się, bo szczerze mówiąc jest się z czego śmiać, choć może powinno się zapłakać. Aż nie chce się wierzyć, że to się dzieje naprawdę w dużym europejskim państwie, że to jest prawda.
Tolerancja stała się największą wartością. Przy czym rozumiana bardzo specyficzne. Definicja tej tolerancji brzmi; zabrania się zabraniać. Infantylizm w czystej postaci. Ośmieszono tradycyjną rodzinę, która stała się głównym podejrzanym o wszelkie nieszczęścia, prawdziwe i te wydumane. Pracowicie rozwalono fundament, a na efekty nie trzeba było długo czekać. Wyrosło pokolenie, które nie rozumie co to właściwie jest rodzina. Nie wiedzą co jest dobre a co złe. Nie mają żadnego pozytywnego systemu wartości, cechują się bierna postawą życiową i całkowitym brakiem zasad moralnych. Są wykorzenieni, sfrustrowani i agresywni. Słynna tolerancja wyparła z życia społecznego zasady, które do tej pory kreowały zasady życia społecznego – uczciwość, sumienność, pracowitość, szacunek dla autorytetów. Państwo powinno dostarczyć wszystkiego, a jak nie, to trzeba ukraść.
Nawet jeżeli rodzina nie jest doskonała, to system społeczny jakoś trwa. Może się pogarszać, ale trwa. Jeżeli zniszczy się rodzinę, to całe społeczeństwo rozpada się w sposób błyskawiczny. To już nie jest wspólnota, to stado.
Św. Jan Bosko – prawdziwy geniusz wychowania, twórca słynnych oratoriów  i tzw. pedagogiki salezjańskiej, nie pozostawiał złudzeń. Mówił „albo religia albo kij”. Innymi słowy, człowiek musi mieć jasno określony system wartości. Oczywiście może się od niego dystansować, ale powinien wiedzieć, że taki system istnieje Powinien wiedzieć co jest dobre a co złe. Nie zawsze dobre jest to co jest wygodne i miłe. Często jest właśnie wprost przeciwnie – dobro wymaga poświęcenia. Stawianie roztropnych wymagań nie jest represjonowaniem tylko wartościowym wychowywaniem ludzi, którzy w przyszłości mają przejąć troskę o kolejne pokolenie i dalszy rozwój społeczeństwa. Większość czuje, że te ograniczenia i wymagania oparte są na zdrowym rozsądku i mają sens. Nawet jak nie za bardzo im się podobają, to jednak się do nich stosują z własnej woli lub choćby tylko dlatego, żeby nie narażać się na społeczne potępienie. Przymus jest konieczny naprawdę dla nielicznych. W każdym społeczeństwie istnieje taka nieliczna grupa i nie ma w tym nic dziwnego, to kwestia statystki i rachunku prawdopodobieństwa. W każdym razie zdrowe społeczeństwo jako całość, nie jest zbudowane na przemocy tylko na wartościach, dlatego trwa przez pokolenia. Na samej przemocy niczego nie da się zbudować na trwałe. Podobnie jak na tolerancji rozumianej jako przyzwolenie na wszystko.
Jeżeli człowiek nie wie co jest dobre a co złe. Jeżeli jedynym kryterium oceny jest to, co jest w danym momencie korzystne dla jednostki. Jeżeli nie wolno niczego zabronić, bo to jest już represja, wykluczenie, albo modna ostatnio mowa nienawiści – to otwiera się szeroko drzwi najgorszym przejawom egoizmu. To nie jest system wartości, to antysystem, który mimo naiwnych pokrzykiwań o postępie i nowoczesności, zawsze doprowadza do jak najgorszych rezultatów.
Społeczeństwo jednak musi przecież jakoś trwać. Nie może pogrążyć się w anarchii tylko dlatego, że wychowano miliony nieodpowiedzialnych egoistów. Co więc pozostaje? Oczywiście kij. Trzeba porządek wymusić przemocą. Może to być bardzo nowoczesny kij – kamery na ulicach, sklepach, urzędach, w przyszłości być może w domach (Rok 1984 Orwella może już nie być taką fikcją). Ludziom nie można ufać. Nie wiadomo co zrobią jak się ich tylko na chwilę pozostawi bez dozoru. Dla dobra społeczeństwa trzeba więc wszystko nadzorować. Tak więc z jednej strony wyzwala się jednostkę, (podobno dlatego żeby mogła się cieszyć swobodą)  z opresyjnych norm i ograniczeń, a z drugiej nakłada się elektroniczny kaganiec. Też podobno dla jej dobra (żeby mogła się czuć bezpieczna od innych wyzwolonych jednostek).
Próbujemy dogonić ten wymarzony zachód. Kopiujemy co się da. W tym również rozwiązania prawne dotyczące ograniczania praw i wartości rodziny, choć widać fatalne skutki tych eksperymentów tam gdzie je przeprowadzono.
Poziom moralnego tchórzostwa zwanego poprawnością polityczną, u wielu polityków jest ogromny. Prawda, że dieta poselska to najprzyjemniejszy rodzaj diety, że dobrze jest na niej być jak najdłużej. To dla tej diety posłowie siedzą cicho, nawet kiedy ich zdrowy rozsądek cały się buntuje. Przecież nie ma powodu sądzić, że są na tyle naiwni, że mając już w końcu trochę lat na karku i doświadczenia życiowego,  nie wiedzą, że własnymi rękami podpalają lont bomby z opóźnionym zapłonem pod rodziną, a w konsekwencji społeczeństwem. Gdyby tak było, to trzeba by ich wprost uznać za głupców, a przecież takimi nie są. Można powiedzieć, że wiedzą co robią, ale własna doraźna korzyść jest dla nich ważniejsza. Tylko czy cena wygodnego życia posła nie jest dla nas zbyt wysoka?
Gdybyśmy byli pionierami, to można by jeszcze jakoś tłumaczyć, że szukamy lepszych rozwiązań. Ale w tym przypadku (na szczęście) pionierami nie jesteśmy. Odpuśćmy sobie frazeologię i ideologiczną nadbudowę uzasadniającą podkładanie bomby pod rodzinę. Tworzenie jakichś form parodiujących rodzinę i obniżających jej znaczenie. Nowomodne rozwiązania zostały już wprowadzone i wytrwale zaaplikowane na żywych organizmach społecznych. Katastrofalne skutki można obserwować. Wygląda na to, że to dopiero początek, że to dopiero pierwsze konwulsje chorego człowieka zachodu. Jak to teraz naprawić nie bardzo wiadomo, bo nikt do tej pory nie brał pod uwagę, że wpuszcza się społeczeństwo w kanał. Dogmatem było, że wreszcie po raz pierwszy od zarania ludzkości buduje się naprawdę nowoczesne (idealne) społeczeństwo.
Nie ma się co zastanawiać co będzie jak się podobne ustawy wprowadzi i u nas, bo wiadomo co będzie. Zwykły zdrowy rozsądek powinien sprowokować do zadania podstawowego pytania: czy to działa? Teraz rozejrzeć się po świecie. Odpowiedź mamy. Oczywiście że działa. Chcecie wiedzieć jak? To sobie popatrzcie. Wszędzie dokładnie tak samo. Francja, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania. Nie ma wyjątków.
Brutalna prawda jest taka, że głupota, nawet jeżeli ją określić dla celów marketingowych jako postęp, a tchórzostwo moralne dla tych samych celów, poprawnością polityczną – nie może trwać dłużej niż jedno pokolenie. Potem trzeba płacić.
Wybierzcie nas, jesteśmy skuteczni – chwalą się różni kandydaci. Miarą skuteczności jest szybkość zbliżania się do założonego celu. Jaki jest cel do którego chcecie nas państwo doprowadzić? Skuteczność, dobrze, ale jaka?

Jan Waresiak

 Podobne artykuły
„%RELATEDPOSTS%”