Wydana nakładem własnym książka Władysława Kurtyki pt. „Bielcza – wieś blaski i cienia” winna być lekturą obowiązkową dla wszystkich mieszkańców Bielczy, zarówno pochodzących z niej, jak i mieszkających poza nią. W wstępie autor pisze: „Pomimo tego, że od wielu lat nie mieszkam w Bielczy, w moim sercu wieś ta zajmuje poczesne miejsce, bowiem tu się urodziłem, tu chodziłem do szkoły – z niej się wywodzę. (…) Bielcza, moja mała ojczyzna- to nie czczy frazes, czy wymyślony slogan. Ona we mnie tkwi, jest zakotwiczona w mym sercu. Tęsknota za nią bywa chwilowo uciszona, gdy wędruję po znanych mi z dzieciństwa miejscach, po ścieżynach, którymi jako mały chłopiec chodziłem do odległej szkoły i biblioteki.”
Wychodząc od dziejów Polski i Galicji autor dociera do korzeni własnego rodu i rodziny. Kurtyka jednak błędnie datuje czas powstania Bielczy umiejscawiając ją w 1086 r. Pisałem już o tym, recenzując książkę Kazimierza Pilch „Bielcza”. Teraz muszę stwierdzić po raz kolejny, że data ta nie ma potwierdzenia w źródłach. Swego czasu posypały się na mnie gromy za tak jednoznaczne stanowisko. Historia to nauka jednak bazującą na faktach. A tych brak.
Słusznie autor zwraca uwagę na najważniejsze wydarzenie w dziejach wsi Bielcza. Było nim zniesienie pańszczyzny. Dzisiaj już nie ma w pamięci potocznej znaczenia tej rewolucyjnej zmiany, jaką był patent cesarski z 17 kwietnia 1848 r. Nasi przodkowie pracowali na polu „pana” przez kilka dni w tygodniu od wschodu do zachodu słońca za darmo. Mało tego, jeżeli zmieniał się właściciel, to nowy nabywał wieś … i przypisanych do niej chłopów z rodzinami. Nie jest to w tej chwili ważne czy owym „panem” był biskup (do 1772 r.) czy austriacki arystokrata (do 1848 r.). Warto też przeczytać rozdział dotyczący rabacji z 1846 r. Była ona krwawa i okrutna, straszna i bezwzględna. Czyż jednak dzierżawcy majątków, szlachta, polowi, karbowi i inni poprzez swoją zachłanność i bezwzględność nie przygotowali sami sobie i rodzinom okrutnego losu? Kolejne rozdziały książki dotyczą m.in.: szkolnictwa, samej szkoły w Bielczy. Wiele interesujących wiadomości wnoszą „Wspomnienia emerytowanej nauczycielki Anny Bogusz o bieleckiej szkole”, jak również rozdział „Idę do szkoły” . Nawet linia kolejowa przebiegająca na granicy wsi doczekała się w książce swojego rozdziału. Układając treści przekazu chronologicznie, autor w kolejnych rozdziałach porusza zagadnienia związane z I wojną światową (udział bielczan w ck armii, działaniach wojennych na jej frontach, a także o cmentarzu).
Kolejna grupa rozdziałów koncentruje się wokół II wojny światowej, tak w wymiarze powszechnym, jak i w życiu wsi Bielcza. Cennym rozdziałem są „Wyznania Juliana Bujaka o okupacji niemieckiej i partyzantach bieleckich”. Kurtyka prezentuje negatywne postawy wójta bieleckiego Franciszka Pałacha, jak i ówczesnego sołtysa.
Pisząc o latach 1945-1948 autor przywołuje najsłynniejszego wroga komunistycznej władzy na tym terenie, czyli Józefa Jachimka z Radłowa. Przytacza też relację jego syna Kazimierza. Według autora książki jest to jednoznacznie pozytywna postać. Wydaje mi się jednak, że trudno dzisiaj wydać rzetelny osąd. Brakuje pracy naukowej poświęconej postaci J. Jachimka. Widocznie IPN ma ważniejsze zadania! W tamtych czasach wszystko się wymieszało: dobro i zło, szlachetność i podłość, bohaterstwo i tchórzostwo. Powstające obecnie filmy dotyczące lat II wojny światowej czy okresu tuż powojennego często przedstawiają rzeczywistość polityczną, gsopodarczą czy społeczną w sposób czarno-biały.
**
Oprócz warstwy historycznej w swojej książce autor zawarł też przemyślenia dotyczące Wszechświata, Boga, sensu życia, piekła … Jako „człowiek poszukujący” szczerze przedstawia swoje przemyślenia, podpierając się przy tym znanymi autorytetami naukowymi (Zygmunt Bauman, Quentin Smith). Osobiście nie podzielam sądów autora w tej materii. Sądzę, że mogą być one wręcz obrazoburcze dla niektórych czytelników. Są jednak, a ja odnotowuję fakt ich prezentacji. Kurtyka nieco szkicowo, ale jednak, ma odwagę pisania o skomplikowanych chwilami relacjach bielczan z kolejnymi proboszczami tamtejszej parafii.
**
Kilka rozdziałów posiada wartość etnograficzną; mam na myśli sprawę wierzeń, przesądów, czy zabobonów. W obecnym czasie takie zapiski mają wręcz dokumentalną wartość. Dzisiejsze massmedia wypleniły wręcz taką tematykę z codziennego dyskursu.
Oryginalnym jest też rozdział poświęcony zmarłym pochowanym na bieleckim cmentarzu. Autor przywołuje wspomnienia o nich. Widzimy galerię różnych postaci: nauczycieli, księży, kolejarzy, sąsiadów, znajomych … Pod piórem Kurtyki na chwilkę wracają do nas, jak płomień płonącej zapałki.
**
W swojej pracy autor cytuje nowe, nieznane szerzej źródła, m.in.: Testament hrabiego Henryka Dolańskiego. Moją uwagę zwrócił opis wizytacji parafii Borzęcin przez biskupa Grzegorza Zieglera w 1826 r. Oprócz powagi są w nim i kuriozalne sytuacje.
**
Aby mieszkańcy Bielczy mogli przeczytać „Bielczę – wieś blasku i cienia” muszą ją wpierw zakupić, później przeczytać, a na tej podstawie wydać swoja opinię. Czekam na wieczór autorski, będzie o czym porozmawiać. Zapewne będą różne oceny tej książki! Zachęcam jednak do jej przeczytania, rozmów czy polemiki.
Ma bowiem niewątpliwie Bielcza szczęście do ludzi, którzy nie szczędzą czasu i grosza w poszukiwaniu śladów swojej „małej ojczyzny” w archiwach, czy w zbieraniu wywiadów i relacji. Takim był Kazimierz Pilch, a teraz jest Władysław Kurtyka obywatel Wierzchosławic, a wierny syn ziemi bieleckiej.
—
Lucjan Kołodziejski