Kto nie był jeszcze na tym najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego, powinien to zrobić. Jeśli jednak ktoś jest (choćby w minimalnym stopniu) idealistą, niech będzie przygotowany na szok. Bo choć to film fabularny, to jednak dokumentuje jakim krajem w rzeczywistości jest Polska. A czarny to obraz i co gorsza chyba rzeczywisty chociaż bardzo chcę wierzyć, że to tylko fikcja literacka – przynajmniej w części dotyczącej policji.
Film opowiada o grupie policjantów z warszawskiej drogówki, którzy dużo piją, wszczynają awantury, chętnie i często korzystają z usług prostytutek, biorą łapówki, a wszystko to czynią – a jakże – pełniąc służbę. Ta, wydawało by się, silnie połączona mniej lub bardziej szemranymi interesami grupa funkcjonariuszy, okazuje się jednak nie takim monolitem jakby się wydawało. Gdy niektórzy z nich nieopatrznie wkraczają na niebezpieczny, czyli zajęty przez silniejszych (w przestępczym fachu) teren, zaczynają się dla nich schody, a grupowa solidarność pęka jak nadmiernie wyeksploatowany balonik. Jest z resztą w filmie taka właśnie symboliczna scena. Gdy ciało jednego z nich zostaje wyłowione z Wisły, a drugiego oskarżą o spowodowanie jego śmierci, zaczyna rozlewać się bardzo śmierdzące szambo.
Główny bohater, sierżant Król (grany przez Bartłomieja Topę), broniąc się przed niesłusznymi oskarżeniami, na własną rękę rozpoczyna śledztwo, które odsłania przerażający obraz mafijnych wręcz powiązań policjantów i polityków, prokuratorów i ludzi biznesu, wreszcie wzajemne przenikanie się świata przestępców i tych co z nimi z racji swego zawodu walczyć powinni. Przestępczość to nie jedyne zło, które film piętnuje. Moralne zepsucie grupy bohaterów jest równie obrzydliwe jak finansowo biznesowe machlojki. Policjanci z drogówki przy każdej okazji zdradzają swe żony, a jednocześnie burzliwie reagują na ich zdrady – bo one, jakże by inaczej, odpłacają się pięknym za nadobne swoim małżonkom, zaś każde z nich usiłuje być przykładnym rodzicem dla swych dzieci. Przerażający to obraz ludzi ale taka chyba jest i rzeczywistość. W „Drogówce”, być może dla osiągnięcia zamierzonego efektu, bardzo mocno zarysowana.
Sam film w dużej części zrealizowany jest w sekwencji obrazów zarejestrowanych przez kamery monitoringu albo utrwalonych przy pomocy telefonów komórkowych. Podkreśla to kryminalną fabułę akcji, chociaż czasem może przeszkadzać w odbiorze. To z resztą cały Smarzowski. Odważny, perfekcyjny, dokładny w pokazywaniu ludzkiej ułomności i nieodłącznej części człowieczeństwa – zła. Dodać jeszcze należy, że film, zaraz po premierze, zyskał dużą u widzów popularność, żeby go obejrzeć, trzeba rezerwować bilety co najmniej dwa dni wcześniej – tak jest przynajmniej w Brzesku. W trakcie tego samego seansu co ja, „Drogówkę” oglądał szef naszej powiatowej drogówki – ciekawe jaka jest opinia policjantów na temat tego filmu.
—
TTKW