Don't Miss
Home » Felietony » Piosenki w stylu retro

Piosenki w stylu retro

W ubiegłym miesiącu gościliśmy na jednym z koncertów w Restauracji Galicyjska, zespół Pod Budą. To grupa dawno niewidziana w naszym mieście, a bardzo lubiana przez mieszkańców Brzeska. Potwierdził to nadkomplet zgromadzonej publiczności.

Znane piosenki i przeboje. Wielkie brawa. Uśmiech i wzruszenie słuchaczy. Dużo radości. Miły wieczór. Tak w największym skrócie można opowiedzieć o tym, co tamtego wieczoru wydarzyło się w Restauracji Galicyjska. To nie był stracony czas, ale wydarzenie, które będziemy długo pamiętać. Dzisiaj prezentujemy Państwu wywiad, przeprowadzony z liderem zespołu Andrzejem Sikorowskim.

Co u Pana nowego Panie Andrzeju?

Muszę powiedzieć, że jeśli w moim wieku mówi się, że nieźle, to jest to już powód do zadowolenia i jakiś sukces. Zdrowie jak na razie dopisuje. To, co robię od tylu lat, cały czas kontynuuję.

Ile to już lat, można Pana oglądać na scenach i słuchać piosenek w Pańskim wykonaniu?

W zeszłym roku obchodziłem jubileusz czterdziestolecia mojego bytu estradowego. Swoją karierę rozpocząłem wcześniej niż zespół, który założyliśmy w 1977 roku, a zatem Pod Budą będzie wkrótce liczyć już 34 lata. Można powiedzieć, że zamiast odchodzić na emeryturę, to coraz bardziej rozwijam skrzydła, ponieważ oprócz Pod Budą, występuję również z córką Mają, także sam z gitarą i wspólnie z Grzegorzem Turnauem. Realizuję się w wielu pomysłach estradowych i zastanawiam się, czy to jest taka samonapędzająca się maszyna, ponieważ już dawno obiecywałem sobie, że z biegiem czasu będę zwalniał i więcej czasu poświęcę na to, by przebywać w domu, czytać książki, które kocham, czy zająć się podróżowaniem, ale nie tym związanym z koncertami, tylko takim zupełnie prywatnym. Tymczasem… pracy przybywa. Z drugiej jednak strony jest wielu artystów, którzy siedzą w domach i narzekają na to, więc jestem pełen pokory wobec tych wszystkich propozycji, które mi każą z domu wychodzić i jeśli ktoś ma ochotę słuchać Sikorowskiego, to biorę gitarę i udaję się w trasę.

Czy pamięta Pan pierwszą piosenkę, którą Pan w życiu napisał?

Tak, pamiętam. To były sześćdziesiąte lata. Był to protest song, ponieważ ten rodzaj muzyki był wówczas bardzo modny. Napisałem utwór o żołnierzach, którzy idą walczyć i niepotrzebnie giną. Kiedy dzisiaj przypominam sobie te rymy, to wydają mi się one bardzo nieporadne. Z perspektywy czasu patrzę na to z dystansem, ale oczywiście czuję do tego sympatię z tego względu, że to było pierwsze. Mam również krytyczny stosunek, bo widzę, jak niewiele jeszcze potrafiłem, nawet w kwestii rymowania i pisania pierwszych muzycznych fraz. Do tego dojrzewa się z czasem, nabywając pewnego doświadczenia. Postrzeganie świata dzisiaj przeze mnie jest zupełnie inne, niż czterdzieści lat temu.

Piosenka „ Zmowa z zegarem” jest utworem, w którym bardzo wiele mówi Pan o sobie.

Jest to utwór, który napisałem na ostatni krążek nagrany z zespołem Pod Budą i noszący  tytuł „ Razem”. To również tytułowa piosenka z mojej ostatniej solowej płyty, nagranej w zeszłym roku. Krążek ten to album jubileuszowy, składający się z dwóch płyt. Pierwszej audio, zawierającej moje największe przeboje oraz drugiej video, gdzie można obejrzeć stare programy telewizyjne, recital nagrany na żywo półtora roku temu i inne ciekawostki. W  piosence „Zmowa z zegarem” piszę o tym, że jestem człowiekiem zupełnie niewspółczesnym, a ta współczesność przejawiająca się w internecie, komputerach i wszelkiego rodzaju laptopach, kompletnie mnie nie interesuje.

Czy to znaczy, że Andrzej Sikorowski jest człowiekiem retro?

Powiem teraz coś, za co niektórzy ludzie zapewne odsądzą mnie od czci i wiary, ale lansuję teorię, że za czasów komuny było dziesięć razy mądrzej niż obecnie. To prawda, że nie byliśmy wolni i nie mieliśmy w kieszeni paszportów. Nie byliśmy we wspólnej Europie, ale w mediach i na rynku muzycznym było przynajmniej pięć razy mądrzej. Dzisiaj jest po prostu głupio i są to najdelikatniejsze słowa, którymi można opisać ten stan.

Skoro poruszyliśmy już ten temat, to jak Pańskim zdaniem, wypada porównanie polskiego rynku muzycznego z tamtych lat i teraz?

To porównanie jest bardzo trudne. Tamten rynek nie był komercyjnym, a teraz wszędzie  rządzi komercja. W związku z tym, wszystko „ kroi się” pod gust odbiorcy i reklamodawcy. Dawniej media były zupełnie inne, zmonopolizowane przez jedną opcję. Czy to było złe? Przykładem niech będzie Teatr Telewizji, który był nadawany w każdy poniedziałek, po Dzienniku i czy telewidz powiedzmy to… o niskim wymaganiu intelektualnym chciał czy nie, musiał ten spektakl obejrzeć, chcąc oglądać wieczorem telewizję. Dzisiaj ten

„wymagający” odbiorca, ma do wyboru kilkadziesiąt idiotycznych programów i ta rywalizacja antenowa, skazuje ambitne rzeczy na porażkę. Tym samym przegrany jest jednocześnie telewidz. Rzeczy bliskie mojemu sercu są teraz w radiu i telewizji traktowane bardzo arogancko, ponieważ nikomu nie są przydatne. Mediom potrzebny jest odbiorca, który zapłaci za reklamę i wyśle SMS-a. One dostosowują do tego swój profil.

Jest Pan związany od zawsze z Krakowem. Jak Pan uważa, na czym polega specyfika tego miasta? Ten dawny galicyjski klimat?

Jestem rodowitym krakowianinem. Urodziłem się w tym mieście. Dla mnie Kraków to jest dobrze rozumiana prowincja, ponieważ to określenie, nie ma dla mnie konotacji pejoratywnej. Dla mnie stanowi ona bowiem małą ojczyznę, coś kameralnego, miejsce, gdzie wszyscy się znają, coś, co jest nawet swego rodzaju koterią, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Kraków jest dość hermetyczny. Ludzie, którzy przyjeżdżają do tego miasta narzekają, że nie mogą się przebić do niektórych środowisk. Równocześnie w Krakowie wolniej się żyje. Mnie zgiełk warszawski i tamto tempo życia, zupełnie nie odpowiada. Mam pełną świadomość tego, że tam zapadają decyzje i tam rozdziela się pieniądze, ale nigdy nie zamieniłbym tego za mój prowincjonalny Kraków. W tym prowincjonalnym galicyjskim klimacie jest coś z przeszłości, z dawnej literatury, starego teatru i muzyki, a nawet krakowskiego mieszczaństwa. Wyrosłem w domu mieszczańskim i nie wstydzę się tego. Przyznaję się i jestem z tego dumny.

Czy w związku z przywiązaniem do tego krakowskiego prowincjonalnego spokoju, powstała piosenka „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”?

Zdecydowanie bym sobie tego nie życzył i myślę, że tak samo uważają również ci, dla których obecny Kraków jest ważny. Na pewno nie chciałbym, aby w Krakowie był sejm, ponieważ nie jest to nam do niczego potrzebne.

W piosence „Moje dwie ojczyzny” opisuje Pan dwa kraje, które są dla Pana ważne – Grecję i Polskę. Jak bardzo są one bliskie Pana sercu?

Polska, jako kraj urodzenia i prawdziwa Ojczyzna, jest dla mnie ważna ze zrozumiałych powodów. Natomiast Grecja, staje się coraz ważniejsza. Im lepiej ten kraj poznaję, zwłaszcza język, to zupełnie inaczej na niego patrzę. Jeśli rozumie się to, o czym mówią w autobusie, na ulicy i w telewizji, to tym bardziej kraj i mieszkańcy, stają się obdarci z takiego czaru folderowego, który przedstawia nam Grecję jako piękne, cudowne i kolorowe państwo, gdzie można odpoczywać. Nie dam się teraz nabrać na błękitne morze i egzotyczny widoczek. Potrafię ocenić Grecję prawdziwie i zdiagnozować to, co w niej jest dobre, a co złe. W tym kraju jest wiele minusów. Na przykład ten kryzys, który sami sobie  zafundowali. Jednak to państwo, jest dla mnie coraz bliższe przede wszystkim dlatego, że coraz lepiej go rozumiem.

Piosenka „Na końcu mapy”, w jakiś sposób łączy się z poprzednią?

Tak jak powiedziałem wcześniej, każdy z nas poszukuje tej swojej małej ojczyzny. Przystani, gdzie jest inaczej, bez zgiełku, bez ludzi z ekranu telewizora. Tam nikt mnie nie przekonuje do siebie i nie agituje. Nie poucza i nie mówi, jaka jest właściwa droga. Taka potrzeba oazy spokoju, która z wiekiem i w miarę upływu czasu, pojawia się u ludzi.

Pańscy krakowscy przyjaciele.

Określenia przyjaciel używam bardzo ostrożnie, ponieważ na przyjaźń należy sobie zasłużyć. Wolę nazwę bliski znajomy i do takiego grona należy na pewno Grześ Turnau, z którym bywam nie tylko na estradzie, ale również w wolnym czasie. Także Andrzej Mleczko, gdyż mam z nim zupełnie podobny pogląd na rzeczywistość i w wielu sprawach zgadzamy się ze sobą. Bliską mi osobą jest również nasz wybitny alpejczyk Andrzej Bachleda.

A Anna Dymna, o której napisał Pan piosenkę?

Ania jest moją sąsiadką, więc musiałem oczywiście o niej napisać, ponieważ mieszkamy w tej samej wiosce. Dzielą nas cztery płoty na krzyż i w związku z tym, często się widujemy.  Przede wszystkim jednak, bardzo ją lubię. To osoba, która wspaniale się realizuje w tym, co robi. Mało jest ludzi, o których można powiedzieć, że są spełnieni i to nie tylko zawodowo, ale również robiąc coś dla ludzi i to ze skutkiem.

Poświęcił Pan także jedną z piosenek innej legendarnej postaci związanej z Krakowem, czyli Piotrowi Skrzyneckiemu.

Piotr był moim znajomym, ale ja nigdy nie byłem związany artystycznie z Piwnicą. Raczej towarzysko. Przychodziłem do Piwnicy i tam razem w towarzystwie, dyskutowaliśmy i bawiliśmy się. Uważałem, że Piotr dla środowiska był kimś bardzo barwnym i kiedy zmarł, należało mu poświęcić piosenkę. Piotr nie był  moim guru, ale osobą, z którą kontaktowałem się często. Jednak to była postać i w jakiś sposób go ceniłem. To tacy ludzie tworzą Kraków, a nie urzędnicy, którzy mówią nam, gdzie można palić lub nie.

Brzesko w Pańskim życiu.

No tak. Przecież dwaj muzycy, którzy zaczynali w grupie Pod Budą, to są rodowici brzeszczanie. Z Jankiem Hnatowiczem, pierwszym gitarzystą i kompozytorem, napisaliśmy debiutanckie przeboje zespołu. Takie ważne piosenki, jak choćby „Balladę o ciotce Matyldzie”. Kiedyś, kiedy Janek i Andrzej Żurek, byli mocno w Brzesku umocowani rodzinnie, mając tu rodziców i większość rodziny, bardzo często bywaliśmy tutaj. Niejedną godzinę spędziłem w Pawilonie, Krakowiance i Klubowej. Wiele czasu przesiedzieliśmy także na kortach. Brzesko zawsze było i jest dla mnie bliskie. Znałem tu mnóstwo ludzi i myślę, że również podczas tego koncertu, zobaczę wiele znajomych twarzy. Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam i dziękuję, że trwacie razem z nami.

Dziękuję za rozmowę.

 

Pytania zadawał i wysłuchał odpowiedzi Tomasz Pajor

Wywiad nieautoryzowany.

5 komentarzy

  1. Co u Pana nowego Panie Andrzeju? ha ha ha pytanie na poziomie gimnazjalisty. Generalnie ten 1 numer Informatora to jakaś totalna padaka, zresztą widać jak zalega w kiosku.

    • Hmmm – a ładnie to podawać nieprawdziwy adres email? Jak podają nasze statystyki, to jesteście najczęstszym gościem na stronie. Dziękujemy.

  2. Nie dziwota chyba, gdyż ZETO ma dużą sieć.

  3. Oczywiście można to też tak interpretować. Dla każdego tortu wystarczy.

  4. No nie bardzo wiem o co chodzi z tym tortem, ale smacznego.