W czwartek 9 lipca 2015 r. gościem spotkania w ramach inicjatywy Szczurowskie Teatralia był Tomasz Schimscheiner. Polski aktor teatralny i telewizyjny. Znany z filmów Anioł w Krakowie, Bezmiar sprawiedliwości oraz Pułkownik Kwiatkowski. W ostatnim czasie wystąpił w kinowych produkcjach pt. Wszystkie kobiety Mateusza, Nad życie, Mistyfikacja oraz Ile waży koń trojański. Ponadto grał w serialach Szpilki na Giewoncie oraz Komisarz Alex. Od kilku lat oglądamy go w produkcji serialowej Na Wspólnej. W Teatrze Ludowym w Krakowie stworzył fantastyczne kreacje m.in. Piotra Iwanowicza Bobczyńskiego na motywach Gogolewskiego Rewizora.
O tym dlaczego warto robić to co się lubi rozmawia Elżbieta Solak
E.S.: Po tylu latach, znajomości zawodu, jego plusów i minusów – nie żałuje Pan wyboru drogi życiowej?
T.S.: Zdecydowanie nie! Oczywiście są momenty zwątpienia, ale przecież każdy czasami ma chwilę kiedy zastanawia się czy droga którą wybrał jest tą właściwą. Kiedy zaczynaliśmy pracę z żoną, która również jest aktorką bywało ciężko. Czasami nie było nas stać na obiad następnego dnia. Co więcej! Ja zaczynałem jako akwizytor w Krakowie. Pukałem do każdych drzwi tylko po to, żebyśmy mogli z żoną wykonywać ten zawód, który we dwójkę wykonujemy. Jednym słowem.. nawet kiedy jest źle i nie ma oszczędności na wakacje – też nie żałuję! Zawsze coś z żoną wymyślimy!
E.S.: Ukończył Pan Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie… Obecnie mamy takie czasy, gdzie osobą znaną może być każdy z niewielkim wysiłkiem, a aktorem nazywany jest ten kto wystąpi w jednym, często emitowanym serialu. Proszę mi powiedzieć czy trzeba było iść do szkoły aktorskiej, żeby zostać aktorem i jakie były Pana oczekiwania?
T.S.: Dawid Mammet, fenomenalny reżyser, znakomity pedagog – napisał książkę, która wywołała burzę w świecie aktorskim. Rewolucjonizuje on kompletnie rynek edukacji aktorskiej. Mówi on, że aktorowi nie potrzebna jest szkoła, że liczy się osobowość, którą zabijają szkoły teatralne, że człowiek powinien się uczyć tylko praktykując.. A ja nie wiem jak to jest. Ja jestem zwolennikiem ks. Tischnera, który myślał pośrodkowo. Kiedy jechał do klasztoru ojciec mówił mu mniej więcej tak: na ostatku nie zostawaj, do środka się nie pchaj, księdza rektora słuchaj, kufereczek Se zamykaj, a swoje Se wiedz. Ja jestem w takim momencie życia kiedy wiem, ze każde doświadczenie jest potrzebne. Nawet to złe. Ono buduje człowieka. Podsumowując, w tym kontekście szkoła teatralna jest potrzebna.
E.S.: Czytałam w Internecie mnóstwo opinii na temat Pana warsztatu aktorskiego. Wiele osób wypowiadało się, iż widząc Pana w teatrze byli ogromnie zaskoczeni. Nie tylko talentem, ale i charyzmą. Proszę mi powiedzieć czy teatr daje większe możliwości rozwoju niż telewizja?
T.S.: Teatr to kontakt, spotkanie z publicznością. A nie ma nic fajniejszego niż spotkanie człowieka z człowiekiem. Uczymy się czegoś nawzajem.
E.S.: Pana żona, Beata Schimscheiner również jest aktorką. W tym roku córka Lena ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Jak zareagował Pan na wieść, że córka idzie w Państwa ślady?
T.S.: Normalnie! Ucieszyłem się, że ma pasję. Całe życie podglądała ludzi, którzy cieszą się z tego zawodu, który mają. Faktycznie córka nas zaskoczyła, ale nawet przez myśl nam nie przeszło, żeby jej odradzać. To, że nam bywało ciężko nie znaczy, że jej też będzie. Niech odkrywa swoje ścieżki mimo, iż to nie łatwy zawód. A z drugiej strony każdy zawód, jeśli człowiek chce być w nim dobry jest trudny..Miałeś kiedyś zajęcia z takim amerykańskim reżyserem, który motywuje do uprawiania tego zawodu. On mówi, że zawodu, który wykonujesz musisz się bać, musisz bardzo tego chcieć, musi cię on potwornie przerażać i musisz mieć z tego niesamowitą frajdę! Fajnie byłoby leżeć pod chmurką, a pieniądze zbierać na ulicy. Ale jaka byłaby z tego przyjemność! Praca musi być męcząca.
E.S.: Musi nas przerażać..?
T.S.: Jasne! Ja też mam tremę przed każdym spektaklem, spotkaniem z publicznością.. Ale łapię tą tremę za cugle i czerpie ogromną przyjemność ze spotkania z widzem. To jest jak wycieczka do wesołego miasteczka. Jedziesz na rollercoastrze. Boisz się potwornie, ale schodzisz i mówisz: idę jeszcze raz! Musisz się bać, musi cię to czasami przerażać, ale mimo trudności idziesz dalej i masz z tego niesamowitą frajdę! Lubisz to co robisz! A to najważniejsze!
E.S.: Piękne słowa.. Wspólnie z żoną tworzą Państwo spektakl ,,Dziecko dla odważnych” na podstawie książki Leszka K. Talko. Kiedy możemy zobaczyć sztukę?
T.S.: Najbliższy spektakl odbędzie się 23 lipca w Teatrze Ludowym – Scena pod Ratuszem. To bardzo fajna i śmieszna sztuka. Coś jak odwrócony poradnik dla rodziców.
Dziękuję za rozmowę.