Don't Miss
Home » Kultura » W babcinej izbie

W babcinej izbie

1W poniedziałek 29 sierpnia Gminna Biblioteka Publiczna w Borzęcinie zorganizowała już 7 spotkanie z cyklu „Cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie”. Spotkanie  prowadził jak zwykle  mgr Lucjan Kołodziejski. Tematem spotkania były dawne zwyczaje borzęcińskie. Autor w oparciu o prezentowane zdjęcia wykonane w Muzeum Etnograficznym w Tarnowie (Wystawa czasowa: Etnowariacje w babcinej izbie), Muzeum Etnograficznego w Krakowie, Muzeum Wincentego Witosa w Wierzchosławicach i w Muzeum bł. Karoliny Kózkówny w miejscowości Wał-Ruda omawiał dawne zwyczaje oraz wyposażenie chłopskiej chałupy. Na spotkanie licznie przybyły Panie, w większości będące już babciami. Często zabierały głos, wspominały swoje dziecięce lata. Doskonale pamiętają zapomniane już nazwy sprzętów i czynności związane z życiem na wsi sprzed 60 – 80 laty. Była to podróż w krainę dzieciństwa.

Sercem każdego domu/chałupy była kuchnia. Najważniejszą rolę odgrywał w niej piec wykonany z cegły i pomalowany wapnem na biało lub z dodatkiem niebieskiego barwnika zwanego kiedyś „ultramaryną”. Służył do przygotowania posiłków czyli gotowania, duszenia i smażenia. W nim też pieczono raz w tygodniu lub rzadziej chleb. W tzw. bradrurze przechowywano posiłki przygotowywane do spożycia. Można ją porównać z dzisiejszą kuchenką mikrofalową. Na zapiecku sypiały w zimie dzieci. Inną funkcją kuchni było „podgrzewanie mleka” celem późniejszego wyrobu sera. Gdy piec nie był używany, to – jak wspomniała jedna z obecnych Pań – wieszano na nim firankę celem zasłonięcia „blach”. Piec opalany był drewnem, dopiero w latach pięćdziesiątych zaczęto używać węgla. Przy piecu znajdował się niewielki „stołeczek”, wystarczyło na nim usiąść i ogrzać się.

Kuchnia- to było również miejsce, gdzie wytwarzano masło za pomocą ręcznych „maśniczek”. Podczas rozmowy na ten temat jedna z Pań przypomniała, że w celu przyspieszenia „produkcji” można było dolać do maśniczki wrzącej wody. Wtedy czas „robienia masła” skracał się znacznie. Jednocześnie jednak jego jakość ulegała obniżeniu. Wyjęte z maśniczki masło urabiało się na „osełkę”, natomiast powstała maślanka była pita z garnuszka lub zjadana wraz z gorącymi ziemniakami „przygrzanymi” na patelni. Z kolei „prasy” służyły do wyrabiania sera. Powstała w wyniku wytwarzania sera serwatka była wykorzystywana do przyrządzania żurku. Jeszcze i dzisiaj w Borzęcinie można nabyć od gospodarza serwatkę, której smak nie jest do osiągnięcia w masowej, nowoczesnej produkcji.

Jednak najwięcej czasu poświęcono pieczeniu chleba. Jego wytwarzanie zaczynało się  wieczorem gdy gospodynie przygotowywały zaczyn i trzymały w ciepłym miejscu aby wyrósł do rana. Wczesnym rankiem paliły w piecu chlebowym, a później „pociskiem” wygarniały żarzące się ogarki. Następnie na „łopatę” kładły ciasto, formowały bochen chleba, kreśliły znak krzyża, a w miejscu krzyżujących się belek wciskały palec. Z resztek formowały tzw. „scodrocek”. Tak upieczony chleb powoli tracił temperaturę. Gdy brakło chleba, a chciano szybciej dać dzieciom jeść, to pieczono wówczas podpłomyki. Wpierw formowano mały placuszek z ciasta przygotowanego na chleb, okraszono go serem, jagodami lub konfiturami. Szczególnie smakował podany z zimnym mlekiem. Zebrane na spotkaniu panie wspominały niepowtarzalny smak chleba pieczonego przez ich mamy lub babcie. W Borzęcinie są jeszcze domy, w których wypieka się tradycyjnymi metodami taki chleb.

Autor przedstawił zdjęcie ukazujące łóżko, kołyskę, i gliniany nocnik. Zapomnianym meblem pozostaje „szlufan”. Pełnił on rolę dzisiejszej wersalki. Jak zauważyła jedna z pań ,pierwotnie rolę materaca w takowych łóżkach odgrywała słoma owsiana przykryta prześcieradłem. Później dopiero zaczęto używać sienników.

Pod stragarzami wisiały liczne obrazy święte kupowane podczas odpustów lub parafialnych pielgrzymek. Któż dzisiaj pamięta słynnych przewodników borzęcińskich prowadzących pielgrzymów do Kalwarii Zebrzydowskiej ?

Ważnym miejscem w chałupie była komora zwana też kumorą. Służyła jako magazyn do przechowywania zapasów na zimę. W kącie wisiały zioła, w sąsiekach znajdowało się zboże. Do stragarzy mocowano „kołyskę” do przechowywania chleba, suszenia sera i sadła.

Kierownik biblioteki mgr Elżbieta Kwaśniewska przedstawiła również obrazy autorstwa Pani Lidii Samborskiej ur. w Krakowie, która uprawia wyłącznie malarstwo sztalugowe olejne, prezentujące krajobrazy, martwą naturę i kwiaty.

A.S.